Floribundy

poulsen Fotografia przedstawia Dines Poulsena/1879-1940/, przekazał on hodowlę róż  w ręce swego brata Svenda, a  pochodzi z książki Jacka Harknessa „The Makers Heavenly Roses” str 88.

Nawet bardzo uważnie przeczesując bezkresne przestrzenie internetu nie znajdziemy na temat floribund nic ciekawego. Ot, kilka niedbale nakreślonych fraz, garść banalnych do granic przyzwoitości spostrzeżeń. I to wszystko. A przecież powstanie tej grupy róż, jest  bardzo ważnym dla rosomanes wydarzeniem, które wiąże się z duńskim hodowcą Dines Poulsenem poszukującym odpowiednio mocnych i odpornych róż , odpowiednich do surowych warunków swego kraju.

Uwagę jego zwróciły właśnie polianty a wybór padł na Orleans Rose, którą to skrzyżował z Mieszańcem herbatnim Richmond/lub wg. innych Liberty/. Tak oto narodziła się w roku 1912 pierwsza floribunda Rodhatte. Pierwszeństwo dano Poulsenowi, zakładając, że jego krzyżówka powstała intencjonalnie, była rezultatem świadomego poszukiwania bardziej odpornych róż, które dobrze znosiły by trudne warunki uprawowe Danii. Piszę o tym dlatego, że formalnie rzecz biorąc to pierwszą floribundę wyhodował Peter Lambert który  zapylił polyante Mignonette mieszańcem herbatnim Souvenir Madame Sabloyrolles. Otrzymanego w ten sposób w roku 1903 , białego mieszańca nazwał Schneekopf i na tym poprzestał. Nie docenił  wagi powstałego w ten sposób mieszańca, mimo tego, że jego krok wyprzedzał dokonania Poulsenów o prawie dziesięć lat!

Zupełnie inaczej natomiast zachował się  Dines Poulsen. Swoje doświadczenia i uwagi przekazał bratu Svendowi , który udanie poszedł dalej tak zarysowaną drogą. Był to początek końca Poliantów. Floribundy ostatecznie i nieodwołalnie je zdominowały. Ideą założycielską tej grupy róż było stworzenie róż, które kwitły by równie obficie jak polianty za to większymi kwiatami o urodzie mieszańców herbatnich. Dines Poulsen, podczas swego pobytu w Anglii gdzie nabywał niezbędnego doświadczenia, zresztą głównie z zakresu szkółkarstwa –  dokonał kilku eksperymentów z krzyżówkami róż. Kończąc praktyki, nasiona zabrał ze sobą do Danii i  już w roku 1912 miał to szczęście, że wyprowadził z nich dwie udane siewki. Jedna, Ellen Poulsen, była różową poliantą i miała ciemniejsze i mocniejsze liście niż większość odmian tego typu. Druga to Rothatte – po duńsku to  Czerwony Kapturek – to już bardzo ważna róża. Było to skrzyżowanie polianty Mme Norbert Levavasseur i czerwonego mieszańca herbatniego Richmond. Pozwolę tu sobie na małą dygresję. Otóż nie ma pewności czy to był Richmond czy też inny mieszaniec herbatni , Liberty. Już samo pojawienie się takiej kwestii dowodzi, że  sam hodowca również niekoniecznie był pewien tego jaki rodowód jej przypisać. Jackowi Harknesowi , który podnosi ten motyw nie wypadało postawić kwestii tej wyraźnie, ale ja mogę powiedzieć. Czy rzeczywiście Dines był świadom, że krokiem tym stwarza nową grupę róż? Czy nie przypadek – podobnie jak u Lamberta -  rozdawał tu karty? Tym bardziej, że jak zwraca uwagę Harkness – róże dla Dines Poulsena  były zajęciem ubocznym. Tak na prawdę zajmował się szkółkarstwem owocowym. Dines na swoim koncie ma zresztą tylko te dwie wymienione wcześniej róże.

Nic więc dziwnego, że dalsze prowadzenie hodowli róż przekazał w ręce swego młodszego brata Svenda. Ten w dążeniu do uzyskania kwitnących bezproblemowo róż w nadziei, że pozytywne cechy obu grup w końcu udanie się połączą, dokonał w roku 1924 , krzyżówki różowej polianty Orleans Rose z holenderskim mieszańcem herbatnim Red Star i dała mu ona w rezultacie Else Poulsen oraz Kristen Poulsen .Te dwie róże, a zwłaszcza Else Poulsen, uzyskały uznanie niejako z marszu. Dostąpiły zaszczytu być uznanymi za zwiastunów nowej klasy róż.To było nie tylko uznanie teoretyków, ale również i praktyków i rosomanes. Obie były wyraźnym postępem w stosunku do wyjściowej polianty Orleans Rose. Kwiaty miały prawie dwakroć większe o ciągłym, pozbawionym przerw kwitnieniu. Większe były też krzewy.Wiechy kwiatowe usytuowane były nad liśćmi. Zdobyły w swoim czasie ogromną popularność na całym świecie. Zwłaszcza w kręgach rosarian Amerykańskich i Angielskich wywołała wielkie poruszenie. Firma Jackson & Perkins , która w USA sprzedawała Else Poulsen pod nazwą Joan Anderson , szybko dostrzegła potencjał handlowy tkwiący w tej nowej grupie róż proponując dla nich nazwę floribunda i zlecając E. Boernerowi  prace nad tą grupą róż.   Wracając jednakowoż do naszej Else Poulsen. Wykazała się ona niezwykłą zdolnością tworzenia samoistnych mutacji. Ja doliczyłem się ich dziesięciu!

Jako większe od karłowych w sumie poliant i kwitnące  kwiatami zebranymi w wiechy ulokowane na szczytach pędów z miejsca zawitały do nasadzeń masowych w rabatach jednorodnych i w parkach a więc w miejscach w których róże do tej pory były raczej nieobecne. Poza swoją zwiększoną odpornością na wpływy atmosferyczne, zaoferowały pełniejszą gamę kolorystyczną. Miały tylko jeden ale bardzo istotny minus. Nie pachniały. Ten całkowity brak zapachu miał stać się poważnym i natychmiastowym wyzwaniem dla wielu hodowców. Tymczasem w roku 1925, w rok po obiecującym wprowadzeniu Else i Kristen Poulsen, umiera w wieku 74 lat założyciel firmy Dorus Theus Poulsen. Svend  upamiętnia go swoim nowym udanym mieszańcem, wyhodowaną w roku 1930 różą którą nazwie D.T.Poulsen.

Jak już wspomniałem, ten nowy trop odkryty przez Poulsenów jest coraz częściej podejmowany przez innych hodowców. Początkowo, róże tego typu klasyfikowane były jako hybrid polianthas, lub jako Poulsen Roses. Ale w roku 1930 ,dr J. Nicholas, który pracuje dla amerykańskiej firmy Jackson & Perkins, zaproponował dla tej grupy róż , tj. mieszańców poliant i mieszańców herbatnich, nazwę „Floribunda”, nazwę która wprawdzie nie była zbyt logiczna , ale się świetnie przyjęła.  Typowe floribundy, to sztywne krzewy, zdecydowanie mniejsze niż przeciętne mieszańce herbatnie ale i jednocześnie luźniejsze i mniej gęste od krzewów poliantów. Kwiaty ich są zdecydowanie mniejsze  od mieszańców herbatnich, ale ułożone w duże kwiatostany, tworzące z reguły zgrabne baldachy usytuowane nad krzewem. Cecha ta daje dobry i mocny  efekt wizualny w ogrodzie a jednocześnie kwiaty zachowują urodę mieszańców herbatnich i choć są przeciętnie od nich mniejsze, ich skupienie się na krzewie tworzy mocny, wyraźny akcent. Nadto wielość pąków jakie zakłada powoduje, że nie otwierają się one jednocześnie co bardzo wydłuża ich czas kwitnienia. Dodatkowo kwiaty pojawiają się nie tylko na końcach pędów jak to ma miejsce u mieszańców herbatnich. Floribundy , doprowadziły również do tego, że została zaakceptowana większa wielość form kwiatów. Wszystkie te cechy sprawiły, że floribundy znacznie lepiej prezentowały się w jednolitych założeniach rabatowych.

Svend przebywając na różanym show w Londynie w roku 1934, spotyka się i zaprzyjaźnia z McGredym, który  docenia wartość tego co robi Svend Poulsen i proponuje mu że będzie płacił, choć nie ma takiego obowiązku prawnego Svendowi za możliwość sprzedaży jego róż w Anglii. Porozumienie takie zawierają na trzy lata a Svend Poulsen z tej okazji wyhodował piękną żółtą – i pachnąca już floribundę. Nazwał ją Poulsen’s Yellow. Była to krzyżówka  polianty Mrs Cutbush i  starej już i w pewnym stopniu zapomnianej pernetiany dr.Franza Mulerra  - Gottfried Keller. Tak oto został przeniesiony kolor żółty również do floribund. Poza kolorem, użycie do krzyżówki róży z genami Persian Yellow wzbogaciło grupę floribund i nowy pokrój krzewów.

Pozwolę sobie, na razie, jedynie zasygnalizować  wspaniały dorobek młodszej generacji firmy Poulsen Roser. Mam tu na myśli dorobek małżeństwa Pernille i Mogens Olesenów. Pernille jest bowiem córką  Nielsa Dines Poulsena o którego działalności też trzeba będzie powiedzieć słów kilka.

Wspomniałem o dr. J.H. Nicholas, twórcy nazwy floribundy dla tej grupy róż. Również w firmie  Jackson & Perkins pracował od lat czterdziestych Eugene Boerner. Z racji swych zainteresowań zupełnie słusznie nazywany Papa Floribunda. Zainteresowanie Boernera floribundami pochodzi z okresu gdy to mieszkał w Europie  i gdzie to zetknął się z firmą Poulsenów. Jeżeli uzmysłowimy sobie, że w trakcie swojej 45 letniej kariery zawodowej wyhodował ponad 60 różnych odmian floribund – z czego 11 otrzymało wyróżnienie AARS, to wówczas nie będzie nas dziwił przydomek jaki zdobył Boerner w pracy. Bez niego ten rodzaj róż byłby dziś w zupełnie innym miejscu.

Najbardziej znane jego kreacje z tamtego okresu to  Apricot Nectar*, Bridal Pink,  *Diammond Jubilee*, Faberge,*Fashion*, jak też pochodząca z tej samej krzyżówki siostrzana Vogue.Dalej  Goldilocks, *Ivory Fashion*,   , Lavender Pinocchio,* Masquerade*, Parade, Saratoga, Spartan, Summertime, White Masterpiece,i *Zorina*. Wiele z róż Borenera jest wciąż obecnych w handlu i mają się doskonale. Inne żyją poprzez swój udział w programach hodowlanych innych hodowców, zwłaszcza *Goldilocks* z pokaźną liczbą po stronie potomków.

Jednakże po okresie bohaterskim, nastąpił zwłaszcza w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku mniej interesujący okres, nazwałbym go produkcyjnym, gdy to jak na zmówienie powstawały różne warianty floribund z wyraźnym przeznaczeniem do nasadzeń masowych. Do rabat różanych jednorodnych, dla inżynierów krajobrazu, do zieleni miejskiej.Powstawały więc mniej lub bardziej zwarte krzaczki o wyrazistych,a nawet krzyczących kolorach. W tej roli sprawowały się znacznie lepiej niż mieszańce herbatnie. W tej kategorii powstały w tym czasie również wybitne kreacje jak  sadzona gdzie tylko popadnie Rumba, Europeana czy Lavaglut.

Ostatni okres to znowu redivivus floribund. Zostały wyposażone przez hodowców w zupełnie nowe kwiaty, kuliste, rozetowe, czy tak „modne” pojedyncze a zapach znowu stał się obowiązkowym elementem ich wyposażenia.Weszły jako równorzędny element w skład różnego rodzaju „serii” kolekcjonerskich jak nostalgiczne, generosa, marchen, romantica czy renesance.  Stało się tak oczywiście dzięki D. Austinowi, który zapewne dzięki wrodzonemu konserwatyzmowi Anglików przeciwstawił się  obowiązującemu „tryndowi” postępu i sięgnął do najlepszych elementów dorobku pokoleń. Skorzystały na tym też floribundy.

I tak oto dobiegliśmy do końca opowieści o floribundach. Nie znaczy to bym temat wyczerpał. Jest dokładnie odwrotnie i szereg wątków będę jeszcze uzupełniał. Wszak tak na prawdę  dotknąłem  tylko dorobku dwu wielkich hodowców.Proszę  zaglądać do tego wpisu, zwłaszcza jesienią gdy to mając więcej czasu znowu coś ciekawego wygrzebię.

Marian Sołtys

Włodawa 25 04 2014.

Część druga * Rozwój floribund * to artykuł Nielsa Dines Poulsena. Zachęcam do przeczytania.

 

 

 

 

Napisz komentarz

You must be logged in to post a comment.