Kiedy powstała pierwsza róża polskiej hodowli?
Kiedy powstała pierwsza róża polskiej hodowli? Jak możemy przeczytać we wspaniale napisanej historii Polski autorstwa Andrzeja Nowaka, zatytułowanej „Dzieje Polski” tom II. strona 60:”Biskup Wawrzyniec, rodem z górnośląskiej Pogorzeli, był wielkim miłośnikiem róż, pierwszym znanym ich hodowcą w Polsce. Miał je sprowadzić z Włoch i sadzić je w swojej rezydencji pod Ścinawą.” Poświęćmy więc mu nieco więcej czasu.
Wawrzyniec (łac. Laurentius, zm. 7 czerwca 1232 r. w Przychowej) – biskup wrocławski w latach 1207–1232. Pochodził, według Jana Długosza, ze słowackiego rodu panów z Pogorzeli z Górnego Śląska. Wybór Wawrzyńca poprzedzała bulla Innocentego III, w której papież domagał się, by polscy książęta nie przeszkadzali w elekcji biskupów. Wawrzyniec uczestniczył w zjazdach polskich biskupów, soborze laterańskim (1215 r.) oraz współpracował z arcybiskupem Henrykiem Kietliczem przy wprowadzaniu reformy gregoriańskiej. Rozpoczął zagospodarowywanie kasztelanii nysko-otmuchowskiej lokując Nysę, Głuchołazy i Ujazd. W 1212 r. zawarł układ w sprawie dziesięciny z Henrykiem Brodatym. Uzyskał też prawo sądownictwa nad ludnością ziem kościelnych. Za pontyfikatu Wawrzyńca uformowała się kapituła katedralna, powstały kolegiata św. Idziego we Wrocławiu, archidiakonaty oraz wielkie klasztory cysterskie (Kamieniec Ząbkowicki, Henryków, Trzebnica), norbertanek (Czarnowąsy) i magdalenek (Nowogrodziec). Biskup Wawrzyniec został pochowany w Lubiążu. Podaję za Wikipedią.
Biskup Wawrzyniec, pewnością róże uprawiał. ale czy hodował w to już wątpię.
Kiedy więc powstała pierwsza róża polskiej hodowli? Nie jest łatwo odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Bowiem pierwej należałoby sobie odpowiedzieć na pytanie: a cóż to za stwór „róża polskiej hodowli”. Zapewne chodziłoby o różę wyhodowaną na terenie Polski i przez Polaka. No bo dajmy na to taki Teschendorf, urodzony w Gdańsku i mieszkający tam przez znaczną część swego życia to niby kto. A hodowcy niemieccy działający na terenie dzisiejszego Dolnego Śląska? Temat czekający na opracowanie. może jeszcze zdążę. Same kłopoty. Granice państwa nam się zmieniały, przez wiek XIX, gdy wiele działo się w hodowli róży , państwowości polskiej nie było. Czy wówczas róże powstające w Warszawie będącej częścią imperium rosyjskiego, wyhodowane przez ogrodników pochodzenia niemieckiego jak na ten przykład u Hoserów czy Ulrychów, to były róże polskiej hodowli?
We wstępie książki autorstwa: Marek Jerzy, Stanisław Żyła, Mieczysław Czekalski – Róże – 110 odmian. czytamy: „Pierwsza odmiana hodowli polskiej pojawiła się dopiero w roku 1932 w szkółkach nałęczowskich Z. Śliwińskiego. Nazwano ją Porucznik Żwirko.”
Panowie jednakowoż niedokładnie przejrzeli dane źródłowe bowiem w dwutygodniku Ogrodnik, nr 13/14 z roku 1936 możemy przeczytać artykuł autorstwa Stefana Skawińskiego będący w rzeczy samej sprawozdaniem z wielkiej wystawy róż zorganizowanej przez Centralny Polski Związek Ogrodniczy 27 czerwca tegóż roku. Wystawę tę mającą swe miejsce w Łazienkach Królewskich w Starej Pomarańczarni, raczyła była otworzyć sama Pani Stefanowa Starzyńska, żona prezydenta Warszawy. Z działających podówczas szkółek różanych wzięła udział między innymi szkółka Franciszka Wiznera z Łodzi / czyżby ojca profesora Karola Wiznera?/ która poza interesującymi nowościami , „pokazała wyprodukowane przez niego własne nowości róż, jako to:Profesor Edmund Jankowski (Т. H.) biała, Profesor Piotr Hoser (B.H.) karminowa i Redaktor Franciszek Szanior (Т. H.) mleczno biała.”Jakaż szkoda, że autor nie zatrzymał się bodaj na chwilę nad tym tematem!
Z kolei w materiałach XVIII Konferencji Naukowej Carskie Sioło „Rosja-Polska: dwa aspekty kultury europejskiej”, Carskie Sioło, 26-28 listopada 2012 r, znajdziemy artykuł autorstwa Utah Arbatskaja o historii nazwy róży Aurora Poniatowska a w tym artykule takie oto zdanie: „Na początku ubiegłego stulecia/ XIX/, kiedy Polska była częścią Imperium Rosyjskiego, w Częstochowie pracował jako hodowca Władysław Zawada, który stworzył serię róż „Piękne Częstochowianki”. Dziś, po gospodarstwie Pana Zawady została tylko nazwa dzielnicy miasta i stara rozpadająca się willa”.O pięknych częstochowiankach, to nawet najstarsi górale nie pamiętają.
Owa willa, to bryła z portykiem i kopułką – eklektyczny budynek z XIX i XX w. w ciągu swojej historii zmieniał właścicieli. Budynek był własnością Antoniego Kosmalskiego, następnie Bolesława i Pawła Pietrzykowskich. Czy również Władysław Zawada?
![willa-zawady willa-zawady](http://www.roses.webhost.pl/wp-content/gallery/cache/36826__320x240_willa-zawady.jpg)
W 1910 r. kupił willę sławny pomolog (uczony zajmujący się odmianami drzew i krzewów owocowych), prof. Mieczysław Bolesław Hoffman z żoną Anną z Wójcickich.
Na cześć żony nazwał „Anulka” wyselekcjonowaną przez siebie pierwszą, mrozoodporną odmianę brzoskwini.
Nazwisko Hoffmannów wpisało się w historię Częstochowy, bowiem duże tereny na Zawadach (nazwa dzielnicy dziś rzadko używana) zajmowały słynne szkółki Hoffmanna ze znakomitymi odmianami drzew owocowych, np. tu gdzie teraz znajduje się stołówka Politechniki Częstochowskiej.
Niegdyś to miejsce pachniało różami, bo było to przepiękne rosarium.
Willa, w której oficynie mieścił się też sklep ogrodniczy, została sprzedana wraz z całym przyległym terenem stowarzyszeniu ewangelizacyjnemu, które zamierzano tu utworzyć ośrodek ewangelizacyjny. Tych planów jednak nie zrealizowano.
Na sprzedanym deweloperowi terenie w miejsce rosarium stoi teraz nowy blok z apartamentami, który przytłoczył budynek willi.
Rodzina Hoffmannów, zabiegała o ratowanie willi, w której mogłoby powstać np. muzeum ogrodnictwa, z pamiątkami po Bolesławie Hoffmannie. Próbowała różnych dróg, niestety bezskutecznie.
W Warszawie na przełomie wieków, przez prawie 30 lat wydawany był dwutygodnik Ogrodnik Polski. W numerze 23 z 1897 roku znajdziemy taką oto notatkę:” Pan, E. Majewski, w Ewalden, pod Jakobsztadem w Kurlandyi, otrzymał kilka nowych róż z siewu, z których jedna, jak pokazują zdjęcia fotograficzne przysłane nam, zdaje się zasługiwać na rozpowszechnienie. Jest ona biała, pełna, z odcieniem kremowym i silnym zapachem. Na zewnętrznych płatkach jej pojawiło się też nakrapianie. Pan Majewski, chce tę różę nazwać .,Grażyną”. Należy jednak zaczekać, aż odmiana ta w następnych latach okaże się równie piękną, a kwiaty będą większe. W tem lecie były małe i nie dość pozorne. Fakt ten przytaczamy jako dowód, że praca amatorów mogłaby wydać niejeden dobry nowy kwiat lub owoc, gdyby zechciała się zwrócić w kierunku wytwarzania nowości.”
W ubiegłym roku , napisał do mnie Pan Marcin Plewka dzieląc się z czytelnikami taką oto sensacyjną informacją:”
Według rodzinnych relacji o których mówili wszyscy a także nasze pamiętniki i książki wydane przez rodzinę mój pradziad dyrektor szkoły rolno-leśniej w Białokrynicy na krótko przed wybuchem I wojny światowej wyhodował błękitną róże. Wg relacji jego córki wzmianki z prasy amerykańskiej na ten temat zachowane zostały do lat 30-tych XX wieku w naszym domu. Niestety dziś zaginęły. Jego róża wystawiana była ponoć na wystawie w Paryżu;
Był on carskim czynownikiem 7 rangi . Oto opis z książki pisanej przez jego córkę a także pamiętnika:
„Nie wiem czy wiesz, że mój Ojciec był zapalonym miłośnikiem róż i udało mu się pierwszemu „wszczepić” przed I wojną światową błękitną różę. Gdy byłam jako uczennica w Rembertowie widziałam wycinek z gazety amerykańskiej z nazwiskiem ojca i krótkim opisem doświadczenia. Róża była prezentowana też na wystawie w Paryżu.”
„To ona (Maria Nikołajewna – przyp. autora) opowiadała Romanie o życiu jej rodziców, o ojcu, który będąc wówczas dyrektorem średniej szkoły rolniczej, z zapałem robił doświadczenia nad otrzymaniem błękitnej róży.
– Dom, w którym mieszkaliście tonął dosłownie w różach – opowiadała staruszka – różnokolorowe, wysokie i niskie, przesycały powietrze swym delikatnym zapachem. Każdą wolną chwilę spędzał ojciec wśród nich, no i – tuż przed pierwszą wojną światową otrzymał różę o delikatnych, jasnobłękitnych listkach. Wpatrywał się w nią rozmarzony, szczęśliwy. Właśnie była u Was w odwiedzinach. Otoczył krzak tej róży płotem i nikomu zbliżać się nie pozwolił.
– To dopiero początek – mówił, gdy podziwiano pastelowy kolor kwiatu. A potem wojna i strata wszystkich oszczędności złożonych w banku, bylibyście dziś zamożnymi ludźmi, gdyby nie to. Wreszcie choroba i koniec. Szkoda zdolnego człowieka…”
Jego imię i nazwisko Bazyli Karpowicz – Wasilij Karpowicz. Niestety moje poszukiwania jak na razie nie dały żadnego rezultatu.”
Natomiast w organie Towarzystwa Ogrodniczego Kraków rok 1908, znajdziemy tekst autorstwa L. Więckowskiego., w którym informuje czytelników iż otrzymał sport od Souvenir de Malmaison, rozmnożył go w ilości 100 egz. i nazwał go Księżniczka Rozalia Czartoryska .
„Nową tę różę otrzymałem w roku 1900 w ogrodzie pałacowym w Woli Justowskiej pod Krakowem, z róży burbońskiej Souvenir de la Malmaison. Na róży Souvenir de la Malmaison zauważyłem, że jedna gałązka wydała kwiat czysto biały, gdy inne kwiaty miały barwę właściwą swej odmianie. Uważałem na tą gałązkę przez całe lato, lecz już w owym roku nie wydała więcej kwiatów. W jesieni zabrałem tę gałązkę i zaszczepiłem na dziczkach Rosa canina. Na rok 1907 miałem już 5 sztuk. Wszystkie wykwitły mi bardzo ładnie i kwitły nieustannie do późnej jesieni, prawie do mrozu, tak iż przez całe lato nie brakowało mi wielu kwiatów. Obecnie na rok 1908 mam już około 100 sztuk, które kwitną bardzo ładnie, nie zmieniając ani koloru ani kształtu kwiatu co jest dowodem, że charakter nowej odmiany jest ustalony.Wzrost tej róży jest silny.Tworzy gałązki grube lecz niezbyt długie, dorastające do 40 – 50 cm wysokości.Budowa gałązek jest zbliżona do Malmaison, są one dosyć sztywne. Silniejsze pędy tworzą bukiety kwiatowe od 15 do 25 pąków na jednym, które stopniowo się rozwijają. nie brakuje też gałązek z jednym kwiatem. Kwiat jest czysto biały, wewnątrz lekko żółtawy. Forma kwiatu jest zmienna niepodobna jednak do Malmaison a przypominająca, gdy jest rozwinięty raczej kwiat gardenii aniżeli róży. najcenniejszą zaletą jest to, że kwiat nie osypuje sie okwitając jak to jest innym różom właściwe . Płatki kwiatowe trzymają się tak mocno , cały kwiat uschnie ze starości na gałązce, a nie obsypie się. wnika z tego, że sport ten z Souvenir de la Malmaison może by bardzo cennym materiałem do wiązanek kwiatowych.Nadaję mu nazwę, na cześć przedwcześnie zmarłej księżniczki Rozalii Czartoryskiej.”
Jak więc widzimy , na terenie Rzeczpospolitej, czy to w granicach dawnych , czy też jak je dziś widzimy, powstawały nowe róże kreowane ręką nie tylko ogrodników obcej proweniencji, ale także rdzennych rodaków rozproszonych po bezkresach imperiów obcych. Jeno czas nieludzki, brutalne bezwzględne wojny zasypały wszystko, zawiały…
Na różę polskiej hodowli, sensu stricte, w pełni udokumentowaną, nie sport, przyszło nam czekać aż do roku 1972, gdy to * Stanisław Żyła * wyhodował i zarejestrował różę Hanka. Była to krzyżówka odmiany White Weekend i Prominent .
Musiało minąć kolejne pół wieku by pojawił się kolejny polski hodowca, * Łukasz Rojewski * , który – tak się widzi – umocuje nas na trwale na mapie liczących się hodowców nowych odmian róż. Wskazywał by na to jego temperament i dotychczasowe dokonania. O tym jednakowoż przeczytamy we wpisie odrębnym.
Na temat ten, zbieram dane od pewnego czasu, jeno nie wychodząc poza ramy sieci, byłbym wdzięczny za poddanie nowych tropów.
Marian Sołtys