Gyory Szilveszter

gyory fotografia ze strony klikkout.sk

Urodzony w roku 1934 a więc na ten rok, kiedy piszę tę notkę biograficzną Pan Szilveszter liczy sobie 84 wiosen, ale jak możemy to zobaczyć na fotografii trzyma się nad podziw krzepko. Nie mam wątpliwości, że to róże dodają mu tego niezwykłego wigoru. Jak sam mówi: „Róże, to specjalny świat, który sprawia, że umysł człowieka staje się bardziej szlachetny”. Podaję za stroną klikout.sk  Miałem tą niewątpliwą przyjemność poznać Pana Gyory osobiście. Pierwszy raz spotkałem go, gdy to  w 2006 roku wybrałem się w podróż szlakiem róż przez Czechy Słowację i Węgry. Po odwiedzeniu arboretum w Borovej Horze, postanowiliśmy zboczyć do Dunajskiej Stredy. Gdy znalazłem jego mieszkanie na terenie niesympatycznego  socjalistycznego blokowiska, to już nie miałem wątpliwości, że róże musiały być swoistą ucieczką przed monotonią dnia codziennego. Jego azylem była kolejarska, mikroskopijna działka, licząca może ze dwa , trzy ary położona obok torów kolejowych. Jednakże nie było tam tak trudno trafić . Nawet dzieciaki z kolonii cygańskiej wiedziały gdzie to jest i podprowadziły nas. Gospodarz był nieco zaskoczony naszymi odwiedzinami. Wprawdzie uprzedzałem go , że przyjadę, ale widać nie za bardzo w to wierzył. Był bardzo otwarty . Okazało się, że nawet sąsiedni właściciele czy też użytkownicy działek, pomagali mu udostępniając wolne miejsca pod jego nowe zasiewy. Gospodarz  również pozwolił sfotografować swoje królestwo. Dzięki temu mogłem opisać kilkadziesiąt odmian jego róż.

Drugi raz  widzieliśmy się w rok później w Rovince koło Bratysławy, na wystawie róż. Tym razem rozmowa była krótka i zdawkowa a  z ważniejszych spraw o jakich rozmawialiśmy, przypominam sobie , że  powiedział mi, że chciałby jedną ze swoich róż poświęcić ofiarom zbrodni Katyńskiej i spytał mnie jak nazwać taką ewentualną różę. Zasugerowałem mu : Łzy Katynia. Ale potem nie znalazłem róży poświęconej pomordowanym polskim żołnierzom. Nie wiem dlaczego zmienił zamiar. Kontakt z Panem Gyory jest utrudniony, gdyż nie odpowiada na meile, ale niespodziewanie dziś w 2018 roku, otrzymałem od niego życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia i wtedy uświadomiłem sobie, że nie napisałem żadnej notki o nim. Tym samym  odrabiam to niedopuszczalne zaniedbanie.

Nim przeszedł na emeryturę 2000 roku, pływał  jako maszynista na parowcu rzecznym „Parnik Liptov” po Dunaju. Potem poświęci temu statkowi jedną ze swoich róż. Swoją przygodę z różami rozpoczął od  zgromadzenia obszernej kolekcji ponad 600 odmian róż, co uczyniło jego zbiory najbogatszą kolekcja prywatną na Słowacji a już kolekcja róż miniaturowych i róż Gergely Marka, zdecydowanie jest najbogatsza.. Zaintrygował go dorobek hodowców  zza wschodniej granicy i postanowił uratować go od zatracenia. Jak gdyby naturalną koleją rzeczy było zainteresowanie się hybrydyzacją i czasem właśnie ona zaczęła go całkowicie pochłaniać. Pierwszą różą jaką wyhodował, była Rylona  z roku 1999.Upodobał sobie szczególnie róże miniaturowe i okrywowe i zda się mnie że im mniejsza taka roślinka, im ma mniejszy kwiatuszek , tym bardziej się nad nią pochyla.W ten oto sposób  podziwiamy u niego poza miniaturkami klasycznymi, również mini miniatury,miniaturowe róże parkowe, miniaturowe ramblery czy miniaturowe róże okrywowe. Początkowo hodował róże okazałe, ale jak sam mówi nie musisz pisać Iliady i Odysei. Czasem wystarczy napisać cztery linijki.

Jest obywatelem Słowackim, ale narodowości węgierskiej i bardzo ceni sobie to poczucie odrębności. Nawet w tym co robi widzi pewnego rodzaju poczucie misji. Gdy jedną ze swoich róż nazwał Csangos od nazwy mniejszości węgierskiej zamieszkującej południową Mołdawię,dał notatkę na stronę internetową  prowadzoną przez nich gdzie napisał: „Sam jestem mniejszością węgierską,, staram się więc  by strzec naszej jedności jeżeli nie terytorialnej, to przynajmniej jedności mentalnej, intelektualnej i w takim zakresie jak to mogę  ją  strzec i wypełnić.”

To poczucie dumy z odrębności narodowej przejawia się również w tym, że w jego kolekcji dominują róże z dorobku wielkiego węgierskiego hodowcy róż Gergely Marka, również w swoim programie hodowlanym bezpośrednio nawiązuje do tego dorobku.

Jak twierdzi w cytowanym już przeze mnie wywiadzie , wyhodował około 170 odmian róż, jednakże znajomość jego dorobku jest niewielka. Na stronach HMF znajdziemy opisy zaledwie sześćdziesięciu z nich, on sam o to przesadnie nie dba a to co jest na HMF zawdzięczamy zapewne staraniom kuratora Arboretum w Borove Horze pana Vladimira Jeżovica. Zapytany przez dziennikarza o to czy jego róże są znane odpowiada, że owszem w Czechach , dzięki zaangażowaniu się dr. Szafranka, któremu poświęci różę D. Safranek jest rozmnażanych i uprawianych około 100 odmian ,ale o dziwo Pan Gyory nie jest z tego zbytnio zadowolony bowiem Czesi inkorporują jego dorobek a z Czechanmi to on nic nie ma wspólnego. W innych krajach jego róże pojawiają się sporadycznie. dodajmy , że w Polsce, hodowle Gyorego spotkamy np, u Pani Jarmulak i K. Szlązkiewicz. a tak na prawdę szerzej znana jest tylko jedna jego róża – Irena Sendlerova.

Gdy spojrzymy na listę nazw jego róż, czujemy się jak gdybyśmy otworzyli karty historii. Przewijają się  tam wielcy bohaterowie, nie tylko Węgier, upamiętnia się ważne wydarzenia historyczne. Gyory dzieli się taką oto gorzką refleksją; Nikt, żaden chrześcijanin, żaden Węgier,  nie upamiętnił ofiar inkwizycji,  zamordowanych w Srebrenicy, ofiar masakry Ormian przez Turków,niemieckich ofiarach Wojwodiny i w Novym Sadzie. W tym ciągu właśnie należałoby umieścić zamiar Gyorego by upamiętnić ofiary mordu polskich oficerów w Katyniu.

Wspomniałem wcześniej, że w swojej kolekcji miał bodajże największy na Słowacji zbiór róż wyhodowanych przez Gergely Marka. Panowie przyjaźnili się za sobą. Gyory mówi tak: „  Nie mogłem obiektywnie ocenić to, co mam. Aby móc ocenić coś, musi być ktoś inny, ktoś z zewnątrz. Byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Mówi, że musimy dowiedzieć się, jak właściwie oceniać rzeczy.

Pana Gyory na razie nic nie jest w stanie zatrzymać i mimo  przekroczenia osiemdziesiątki wena go nie opuszcza, Przypomina mi tu innego różanego matuzalema, – Ralpha Moore. Ostatnio Gyory, z powodzeniem zaangażował się w stworzenie rosarium w otoczeniu smutnego blokowiska na którym przyszło mu żyć. To na prawdę imponujące przedsięwzięcie w realizacje którego zaangażowały się władze miasta a burmistrz bardzo wylewnie  dziękował Gyoremu, którego  i jego róże uznał za taki skrywany skarb miasta. Sam Gyory w mowie wygłoszonej na otwarcie ogrodu powiedział:

„Czym dokładnie jest róża? Żaden inny kwiat nie dorówna królowej kwiatów „- rozpoczął powitanie Győry Sylwester, który mówił o historii tysięcy lat róż, wymieniając między innymi tureckie czasy, gdy  mimo tego  że były to władze okupacyjne to jednak do dziś przetrwała sława ogrodów różanych  paszy Gul Baby w Peszcie. Jeżeli wówczas mogły być ogrody różane, to dlaczego nie możemy cieszyć się nimi dzisiaj?

I jeszcze proponuję przejrzenie fotografii jego i nie tylko jego róż, wykonanych w jego prywatnej kolekcji w Dunajskiej Stredzie.

A to z kolei są fotografie wykonane na wystawie róż w miejscowości Rovinka k.Bratysławy. Później dodałem jeszcze fotografie  jego róż, które  znalazłem na faceboku. Pochodzą one z 2016 roku.

 

 

4 komentarzy do “Gyory Szilveszter”

  1. Kurek Tadeusz napisał:

    Panie Marianie, przedstawił Pan wspaniałą postać! Pięknie ją Pan opisał! Pokazał Pan całą furę pięknych zdjęć!
    Gdyby tak jeszcze dało się odszukać nazwy odmian przedstawionych w pierwszym bloku zdjęć to już byłoby „Mistrzostwo Świata”.

    Najserdeczniejsze pozdrowienia i najlepsze Życzenia
    z okazji Świąt Bożego Narodzenia.

  2. admin napisał:

    Jak najedzie Pan kursorem na miniaturkę,przed kliknięciem na nią , powinna się wyświetlić nazwa róży. Jeżeli się nie wyświetla – to poprawię. Dużo radości z okazji Świąt Bożego Narodzenia.

  3. Kurek Tadeusz napisał:

    Wyświetla się nazwa. Dziękuję bardzo.

  4. Piotr Panufnik napisał:

    „Nie musisz pisać Iliady i Odysei. Czasem wystarczy napisać cztery linijki.”
    Przepiękna postać. Ilekroć będę spoglądać na róże „Beys”, będę przypominać sobie ten wspaniały artykuł i skromnego pana Sywestra.
    Bardzo dziękuję!

Napisz komentarz