David Austin i Graham Thomas

Motto:  ”Róże Davida Austina, wydają się być stworzone na skrzyżowaniu, gdzie nauka spotyka się z Bogiem”.

Cytat ten pochodzi ze strony internetowej Daphne Filiberti, rosarianki z Kaliforni – www.rosegathering.com. On sam zresztą twierdzi, że hodowla róż to bardziej sztuka niż nauka. I trudno się z takim spojrzeniem nie zgodzić jak się patrzymy na jego dzieła.
David Charles Henshaw Austin, syn rolnika, urodził się 16 lutego 1926 roku na tej samej farmie , na której aktualnie mieszka.W 2003 roku  otrzymał Victoria Medal of Honour od Królewskiego Towarzystwa Ogrodniczego za swoje zasługi dla ogrodnictwa , oraz Dean Hole Medal z Royal National Rose Society. Otrzymał również honorowy tytuł magistra z University of East London za prace o hodowli róż, oraz nagrodę za całokształt twórczości z Garden Centre Association w 2004 roku. Został też uhonorowany Orderem Imperium Brytyjskiego w 2007 roku. W 2010 roku nazwano go „Wielkim Rosarianinem Świata”. Do tych zaszczytów dodajmy jeszcze dyplom World Federation Rose Societes i tytuł Hall of Fame za 2009 rok dla róży Graham Thomas.

Z kolei Graham Stuard Thomas – 03 04 1909 – 16 04 2003, to inna wielka postać w ogrodnictwie angielskim. Przez 30 lat był Gardens advisor w National Trust. W tej roli spełniał się wyśmienicie. Nadzorował odbudowę takich słynnych ogrodów jak Mottisfont Abbey w 1957 roku czy Sezincote House w 1968 roku. To właśnie jego praca dla National Trust przyniosła mu Order Imperium Brytyjskiego w 1975 roku. Nie licząc innych, na przykład Garden Media Guild przyznała mu nagrodę za całokształt twórczości w 1996 roku. Można z angielska powiedzieć, że był to horticultural artist, author and garden designer. Z wielu książek które napisał wymienię dwie: „The Graham Stuard Thomas Rose Book” (swoista trylogia o różach – biblia) oraz „Three Gardens of Pleasant Flowers”.

Dwie wybitne postaci, wybitne choć osobno w tym jeszcze nic nadzwyczajnego nie dostrzegamy. Dopiero spotkanie się tych dwu osobowości na owym skrzyżowaniu gdzie to nauka spotyka się z Bogiem, dało nam wszystkim nową jakość którą popularnie i powszechnie nazywamy English Roses.
To dzięki D. Austinowi wreszcie do świadomości hodowców dotarło, że nie ma żadnych powodów dla których nie mielibyśmy korzystać z wielowiekowego dorobku, tak anonimowych pasjonatów jak i zawodowców. Prawie trzydzieści lat Dawid Austin pracował według przyjętych wcześniej przez siebie założeń. Mianowicie zadał sobie pytanie: jak nasze róże powinny wyglądać, jakimi cechami winna się róża charakteryzować.Nie będę rozwijał tego wątku, gdyż najlepiej objaśni to sam Maestro w swoim artykule Character English roses.
Swój program sformułował stosunkowo wcześnie, dlatego już w roku 1961 mogliśmy się cieszyć pierwszą różą zgodną z jego założeniami, którą to wyhodował jeszcze jako amator. Była to Constace Spry będąca wynikiem krzyżówki Belle Isis i Dainty Maid - jej pierwotne imię to AUSfirst -/ pierwsza austinka/. Ta róża jeszcze nie powtarzała kwitnienia, ale już zapowiadała wszystko to co najlepsze w tej grupie róż. Delikatne kolory i cudowne kształty w stylu starych róż.
Niezwykle zajmującym zajęciem- wspomina G. Thomas- było odbywanie dorocznej pielgrzymki do Albrighton, blisko Wolverhampton, by zobaczyć tysiące siewek Austina, obejrzeć ich rozwój, i podziwiać bogate i jednocześnie delikatne (nie ostre) kolory, cudowne kształty, i zadowalający zapach. Całkiem dobrze osiągnął swój cel, i dziś widzimy, że róże Austina podjęły dalszy rozwój starych róż dokładnie w tym miejscu, gdzie on został pod koniec XIX w. przerwany. Ponowne odkrycie czaru starych róż jest jednym z najważniejszych wydarzeń świecie róż. To sięgnięcie do uroku starych róż galijskich, damasceńskich czy centifolii z ich europejską tradycją sięgającą epoki brązu jak też ich krzyżówek z różami Orientu, jest najważniejszym skutkiem dokładnie zaplanowanej pracy D.Austina. Czy w związku z tym możemy powiedzieć, że jest to   rewolucja ogrodowa podobna do tej z jaką mieliśmy do czynienia na początku XIX wieku gdy pojawiły się róże powtarzające kwitnienie? Aż tak daleko bym się nie posunął, ale z całą pewnością jest to przewrót na miarę pojawienia się żółtych kolorów, pernetian i i ich pochodnych.
Skąd u Austina pojawił się taki pomysł? To złożony proces. Zaczęło się to gdy jeszcze jako nastolatkowi wpadła w ręce wydana właśnie niedawno książka George Bunyarda Old Garden Roses. Zapewne to właśnie ta lektura zainspirowała go do zajęcia się różami. Druga inspiracja wywodzi się z obserwacji przyrody. Konkretnie zainspirowała go róża Stanwell Perpetuall. Pomyślał: Skoro przyroda potrafiła dać nam różę o kształcie róż osiemnastowiecznych i dziewiętnastowiecznych, powtarzającą kwitnienie,  to dlaczego miałbym nie powtórzyć , ale już celowo, takiego zabiegu.Trzecią inspiracją było zainteresowanie się dorobkiem Josepha Pembertona. Jak wiemy wielebny dążył do podobnego celu, trochę tylko inaczej zdefiniowanego. Dokonywał krzyżowań mieszańców piżmowych, nie powtarzających kwitnienia z najogólniej mówiąc mieszańcami herbatnimi. Uzyskał w ten oto sposób krzewy, klimbery powtarzające kwitnienie o wyraźnie większych, piękniejszych kwiatach niż u odmiany wyjściowej. Austin był jednakowoż o wiele bardziej konsekwentny. Jak widzimy nie on pierwszy wpadł na taki pomysł. Bowiem poza Pembertonem, któremu zwyczajnie zabrakło czasu by w pełni wycyzelować swój zamysł również np. P. Dot sięgał po dziewiętnastowieczny repertuar. Również Kordesowie uraczyli nas np. Blue Boy, ale nie zrobili tego decydującego kroku. Zawiodła ich intuicja? A może u ich boku zabrakło kogoś takiego jak Graham Thomas?
Dziś już doskonale wiemy, że wyprodukować towar to najłatwiejsza część biznesu. Schody zaczynają się gdy trzeba potem ten towar sprzedać. Ta prawda znana była dobrze współczesnych Austinowi Harknesom gdy to Peter, który wszak jakichś rewolucyjnych odmian nie hodował  - zwykł mawiać, że wyhodować nową odmianę to każdy potrafi. Sztuką jest potem ją sprzedać. To własnie Graham Thomas , który owładnął wyobraźnią rosomanes angielskich, jako pierwszy, gdy jeszcze pracował jako szkółkarz dostrzegł w różach dziewiętnastowiecznych ponadczasową jakość i drzemiący w nich handlowy potencjał. Prowadził szkółkę i oferował klientom stare odmiany, które nagle i nieoczekiwanie stały się de mode. W katalogach dla Sunningdale Nurseries już w 1960 roku, pokazał stare róże jako produkt wysokiej jakości, dużo bardziej godny uwagi niż pospolite mieszańce herbatnie i floribundy. Pracował jednocześnie jako doradca dla National Trust, gdzie między innymi zajmował się przywracaniem do życia starych zaniedbanych a onegdaj prześwietnych ogrodów przy rezydencjach angielskich wielmożów. Był odpowiedzialny za ponad 100 ogrodów. Przywrócił świetność Hidcote Manor, zrewitalizował Sissinghurst Castle, upiększył Mount Stewart (w Irlandii .Północnej) i przywrócił dla Stourhead jego XVIII wieczną wspaniałość.
Gdy Graham Thomas szykował się do przejścia na emeryturę jako szkółkarz, poszukiwał miejsca dla swojej kolekcji starych róż. I w 1971r. pojawiła się okazja by stworzyć nowy ogród przy Mottisfont Abbey, którego dzierżawca właśnie zrzekł się własności pięknego otoczonego murem ogrodu warzywnego.
Ogród został otwarty po raz pierwszy w 1974 i teraz przyciąga ponad 150,000 gości rocznie, z czego niemal 60,000 odwiedza ogród w pełni sezonu w czerwcu. Aktualnie rośnie tam około 2000 krzewów róż, owoc trzydziestoletniej pasji kolekcjonerskiej , która stała się ona początkiem Narodowej kolekcji Róż. Znajdziemy tam rośliny z Francji, Niemiec, Stanów Zjednoczonych no i oczywiście licznych ogrodów rozrzuconych po całej Wielkiej Brytanii w tym również odmiany reintrodukowane przez G.Thomasa jak Belle de Crecy czy Robert le Diable. Tą część kolekcji Thomasa, która nie zmieściła się w Montisffond znajdziemy w ogrodzie RNRS w St.Albans. Ogród Mottisfont Abbey jest arcydziełem Graham Thomasa, ukazuje jego ogromną wiedzę o roślinach, jego miłość do róż i jego geniusz łączenia w idealnej harmonii roślin w atrakcyjnych kombinacjach barw.

Jest jedna szczególna róża w tej kolekcji Montisffond. Jest nią Graham Thomas, ładna austinka poświęcona mu przez jego wielkiego przyjaciela Dawida Austina. Jest ona zasadzona tu na cześć człowieka który przywrócił nam do ogrodów stare róże jako najwyższej jakości rośliny ogrodowe i poświęcił nam, przy Mottisfont, najpiękniejszy ogród różany w Wielkiej Brytanii. Jego przyjaźń z Davidem Austinem przekroczyła wymiar prywatny. Nie zamierzam dociekać głębi inspiracji G. Thomasa jeżeli chodzi o kształt programu hodowlanego Austina, ale z całą pewnością jego opinie były decydujące jako pewnego rodzaju „ideologia ”  lub mówiąc bardziej neutralnie jako narracja marketingowa, towarzysząca wejściu nowej grupy róż na rynek. Z całą pewnością rynek został przez Thomasa przygotowany na wejście nowej oferty. Nie wątpię, że klienci byli cokolwiek znużeni prawie stuletnią dominacją mieszańców herbatnich i z przyjemnością i ciekawością przywitali ewidentnie nową jakość na rynku. G. Thomas, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze dokonania świetnie nadawał się jako ten wprowadzający. Pomijając elementy propagandowo komercyjne trzeba zaznaczyć, że był tym , który dostrzegł brak ciągłości hodowlanej, gdyż szkółkarze jak gdyby zarzucili prace nad rozwojem róż galijskich i damasceńskich koncentrując się głównie na floribundach i mieszańcach herbatnich. Róże D.Austina wypełniły tę lukę a G.Thomas to dostrzegł i podkreślił.

Niezwykle zajmującym zajęciem- wspomina G. Thomas- było odbywanie dorocznej pielgrzymki do Albrighton, blisko Wolverhampton, by zobaczyć tysiące siewek Austina, obejrzeć ich rozwój, i podziwiać bogate i jednocześnie delikatne (nie ostre) kolory, cudowne kształty, i zadowalający zapach. Austin całkiem dobrze osiągnął swój cel, i dziś widzimy, że jego róże  podjęły dalszy rozwój starych odmian dokładnie w tym miejscu, gdzie on został pod koniec XIX w. przerwany.

Pozwolę sobie tu na osobisty wtręt. Ja również odbyłem dwa lata temu  obowiązkową dla każdego rosomanes pielgrzymkę do Albrighton. Wrażenia z niej opisałem w innym artykule. Tu tylko powiem, że sztuka ogrodnicza Austina robi wielkie wrażenie. Jego róże prezentują się wybitnie. Nigdzie indziej nie widziałem austinek w lepszej kondycji.

Ponowne odkrycie czaru starych róż jest jednym z najważniejszych wydarzeń świecie róż. To sięgnięcie do uroku starych róż galijskich, damasceńskich czy centifolii z ich europejską tradycją sięgającą epoki brązu jak też ich krzyżówek z różami Orientu, jest najważniejszym skutkiem dokładnie zaplanowanej pracy D.Austina.

Mówiąc o Grahamie Thomasie nie sposób nie poświęcić kilku zdań jego dorobkowi pisarskiemu. ” Rose Book”, ta swoista trylogia o różach ich uprawie i odmianach , tylko z pozoru jest z wolna toczącą się opowieścią starszego pana. Zawiera ona bogactwo informacji, których nie sposób gdzie indziej znaleźć. Tak na prawdę jest to traktat filozoficzno ogrodniczo estetyczny, właśnie w duchu Gertrude Yekyll. Pisząc swoje szkice posługiwał się specyficznym językiem, który to potem został uznany jako próba stworzenia języka ogrodnictwa, lub raczej jako próba przywrócenia XIX wiecznego języka ogrodnictwa angielskiego do publicznego dyskursu, obiegu .Dla niego ogrodnictwo to sztuka i rękodzieło połączone w jedno i niezwykle ważnym było aby nie rozdzielać tych dwu sfer. Jest to ewidentne nawiązanie do założeń Arts&Craft i do dorobku Gertrude Yekyll, którą miał honor znać osobiście. Nikt, kto się z tym dziełem zapozna nie zostanie taki sam. Szacunek dla ciągłości tradycji, wiara w niezmienne i obiektywnie istniejące kanony estetyczne każe widzieć działalność każdego z nas jako nierozerwalną cząstkę dorobku ludzkości. Że tak jest nie mam najmniejszej wątpliwości. Reakcja rynku, zachwyt klientów formą i przekazem treściowym związanym z English Roses a w końcu reakcja na to innych hodowców są tego najlepszym dowodem.

Nie wiem czy Austin rozpoczynając swoje prace nad rodziną róż angielskich zdawał sobie sprawę z tego, że ubocznym skutkiem jego niewątpliwego sukcesu hodowlanego będzie rozbudzenie zainteresowania różami wieku XIX i wcześniejszymi, ale wygląda na to, że efekt będzie podobny jak w przypadku Józefiny Beauhernais gdy to gromadząc kompletną jak na owe czasy kolekcję róż w Malmaison, przyczyniła się tak do rozbudzenia mody na róże, jak i do lawinowego rozwoju hodowli nowych odmian. Należy również podkreślić i dostrzec przełamanie mody i hegemonii mieszańców herbatnich , które niezasłużenie wyparły inne rodziny róż. Niezwykłe jest również to, że działalność i dzieło Davida Austina uzyskało wsparcie w twórczości Grahama Thomasa, który również wiele uczynił propagując stare róże i na równi z Austinem przyczynił się do wywołania mody na róże historyczne poprzez propagowanie ich uprawy oraz ich uroku.

Nie dziwi mnie, że się zaprzyjaźnili. Obaj reprezentują typ osobowości dziś coraz rzadziej spotykany. Graham Thomas otrzymał niezwykle staranne wykształcenie uzupełnione nadto wielością zainteresowań i talentów jak na ten przykład wspaniały tenorowy głos , który skłaniał go do interesowania się muzyką klasyczną czy też ogromny talent plastyczny, który zapewne odziedziczył po rodzicach, który zaowocował wielością szkiców roślin, bezbłędnie oddających ich naturę. Jednakże nade wszystko dysponował wspaniałym językiem ,który pozwalał mu najtrudniejsze kwestie przedstawiać jako potoczystą flegmatyczną gawędę. Lektura i tłumaczenie jego tekstów to czysta przyjemność.

Austin był bardziej samoukiem , synem farmera, bez większych tradycji. Nie znam bliższych danych o jego wykształceniu gdyż bardzo chroni sferę swojej prywatności, ale tuż samo nazewnictwo wyhodowanych przez siebie róż zdradza głęboką znajomość historii i literatury angielskiej. Pełno w nich jest odniesień do ważnych postaci na przykład z literatury szekspirowskiej, starożytnej Anglii jak też i poezji. Aż się prosi by napisać odrębny szkic o nazewnictwie  english roses. Nazewnictwo jak wiemy jest integralną częścią sukcesu handlowego . Nazwa musi zwracać uwagę klienta. Tu panowie, bo nie wątpię, że konsultowali to ze sobą  bardzo udanie odnieśli się do poczucia dumy Anglików z dorobku ich narodu. Piszę o tym by pokazać , że przyjaźń tych dżentelmenów miała solidne podstawy. Rozumieli się nie tylko w sprawach czysto technicznych.

Właściwie odczytali znaki czasu, choć róże Austina nie od początku znalazły uznanie. Jednakże moda na retro zaczęła się do rosomanes powoli przebijać. Jednakże jeszcze nie do szanownych jury . Hodowcy również wykazywali daleko idącą wstrzemięźliwość. Czy nie zastanawia,  że Austin nie dostał ani jednej nagrody ADR, Ani razu nie wyróżniła go AARS, że poprzestanę na tych dwu najważniejszych. Dopiero w niedawno  WFRS nagrodziła odmianę Graham Thomas tytułem jednej z najważniejszych współczesnych róż świata.

Inni ani się obejrzeli a już byli daleko z tyłu. Zaczął się więc szalony ruch w peletonie i organizowanie pościgu. Nie to by trafiło na zupełny ugór. Próby hodowlane były podejmowane wcześniej przez innych hodowców. Jak już wspominałem  , próbował P. Dot,  Wilhem Kordes próbował. Jeno, że zabrakło myśli konstytuującej, nie dostrzegli swojej szansy. Nie mieli swojego Grahama Thomasa. Tak też i próby kończyły się niczym. Jak dziś popatrzę na dorobek czeskiego mistrza Jana Bohma, to widzę, że on już w latach trzydziestych ubiegłego wieku już miał w swojej ofercie „Austinki”.  Taka na ten przykład Kneżna Libuse. Ale wracając do tematu. Trzeba było znaleźć odpowiedź na to co robił Austin, na kontynencie. Sięgnięto więc po stare zapiski i tak oto pojawiły się  róże Romantica u Meillandów. Podobnie Reneissance  Poulsenów, Marchenrose Kordesów czy Nostalgie Tantau. Do tego samego nurtu włączył się też i dom Harknessów ze swoimi nowymi odmianami włączonymi w serię English Legend. Wydaje mi się, że tylko hodowcy amerykańscy pozostali odporni na tę modę. No, ale oni podążyli w zupełnie innym kierunku. W kierunku mi szczególnie bliskim. Róż bezobsługowych, odpornych na mrozy i choroby grzybowe. Jeszcze o jednej grupie róż bym wspomniał. Generosa Domique Massada. Bowiem charakteryzują się one tym, że powstały w bezpośrednim nawiązaniu do English Roses, Massad nie ukrywał wstydliwie tego. Są  to w większości mieszańce english roses.

Róże w Wiktoriańskim stylu. Tak bym je wszystkie / łącznie z english roses/ na dzień dzisiejszy nazwał. Nie wiem jaką ostatecznie nazwę otrzymają , ale z całą pewnością tak jak floribundy czy mieszańce herbatnie będą klasyfikowane odrębnie. Nazwa tej grupy nie wykluje się w Polsce, nie mamy bowiem ani literatury o różach, ani znaczących w świecie osiągnięć hodowlanych, ale cóż nam szkodzi mieć swoją nazwę.Wszystkie te nowe odmiany, które powstały wg. tego samego mechanizmu, tj. wielokrotnego  krzyżowania raz kwitnących róż  osiemnasto i dziewiętnasto wiecznych z powtarzającymi kwitnienie różami współczesnymi,  by doprowadzić potomstwo do cechy powtarzania kwitnienia – wcześniej czy później utworzą jednolitą grupę klasyfikacyjną. Dziś wiemy, że raczej trochę później, gdyż hodowcy nie chcą zdradzać tajemnic swego warsztatu, by zachować możliwość pobierania opłat licencyjnych za swoje nowości jak najdłużej. Tak więc dziś nie wiemy na ile jednolita jest ta grupa i na ile uprawnione jest podciąganie ich pod jedną kategorię. Nie mam tu zbyt wielkich oporów bo proponuję  kategorię literacką, opisową a nie botaniczną. Na nią przyjdzie czas gdy to nimb tajemniczości nieco opadnie. Jednakże wszystkie one mają swoich ojców: Davida Austina i Grahama Thomasa.

Z całej tej palety wymienionych wcześniej  twórców, tylko Austin pokazał autentyczną kreatywność. Reszta poszła w tym kierunku bo została przez niego do tego zmuszona. Dominique Massad, opowiada jak to pojawił się u Meillandów ze swoimi nowościami hodowlanymi/Generosa/ a tam zbyto go lekceważącym stwierdzeniem: -” u nas , to się takie dziwadła na śmietnik wyrzuca!”

Oni z pewnością nie odczytali znaków czasu.

Napisz komentarz