Zima 2016/17

Ostatnia zima   z punktu widzenia rosomaniaków miała jeden, niewielki feler.Na wschodzie kraju, przez dwie noce utrzymywała się temperatura -25c  i poza tym jednym wybrykiem, była łagodna i śnieżna. Ten umiarkowany spadek temperatury pozwolił przeto na podzielenie się kilkoma spostrzeżeniami praktycznymi.

Zaskoczeniem in plus jest zachowanie się remontantek, które generalnie dobrze ją zniosły nawet bez okrycia. Nie ucierpiały w ogóle Reine des Vilettes, Baronne Adolphe Rostchild, Mrs John Laing, Souvenir du Victor Verdier , Souvenir du dr Jamain, duchesse de Rohan a nawet American Beauty. Nie dała rady jedynie  Madame Knorr.

Równie świetnie sprawowały się burbońskie z Madame Isaac Pereire na czele. Bez okrycia świetnie sobie radziły Variegata di Bologna, Boule de Neige,  czy Honorine de Brabante, ale już Louise Odier nie dała rady. Mam posadzone obok siebie dwa krzewy Louise i jeden z nich okryłem i było OK , natomiast drugi, wolnostojący przemarzł.

Ogromną niespodziankę in minus  sprawiły mi natomiast mieszańce G. Bucka. Carefree Beauty, Prairie Star, Folksinger, Prairie Harvest a nawet Applejack. Wszystkie zachowały się tak jak mieszańce herbatnie. Redukcja do linii śniegu, czyli ich mrozoodporność to około -23c. Natomiast do mieszańców kanadyjskich nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Podobnie jak i do róż Geschwinda. Z jednym wyjątkiem. Przemarzł Leopold Ritter, czemu – Bóg raczy wiedzieć.

Minus 25c to było dużo za dużo również dla mieszańców wichury. Albertine/ wielka szkoda/ Alberic Barbiere/pożegnam się bez żalu/ Francois Juranville. Wszystkie one nie dały rady. Mam jeszcze Paula Transona, ale ponieważ jest młody, został okryty, wprawdzie bardzo lekko , tylko gałęziami świerku, ale to już wystarczyło. Pięknie się przechował.Wielu autorów piszących o różach, również Alchymista zalicza do pewnego rodzaju mieszańców wichury. Muszą tam być jednakowoż jeszcze inne geny obecne/ przypuszczam, że rosa kordesii/, gdyż moje egzemplarze Alchymista, zareagowały na tę zimę niejednoznacznie, bowiem część pędów przemarzła a część widzę , że regeneruje.  Również na granicy wytrzymałości znalazły się mieszańce multiflory. Słabsze pędy zamarły, natomiast te o dobrym wigorze przezimowały bez problemu. Mam tu na myśli Veilchenblau, Marie Louise, Dorothy Perkins.

Z mieszańców rugosy przemarzł Dr. Eckner i  Thusnelda , inne mieszańce rugosy z mojej kolekcji zachowały się jak trzeba, łącznie z Conrad Ferdinand Mayer, której to konstytucja jest często poddawana wątpliwości co do jej odporności mrozowej.

Doskonale zachowała sie Bonica, Basino, czy o dziwo wprawdzie okryta ale jednak to niespodzianka – urokliwa Gloire de Dijon. Dalej, Utopia – wprawdzie ją kopczykowałem, jednakże odkryte części pędów również zachowały się  bez uszkodzeń

Róże Austina, zachowały się tak jak się im to przypisuje. Egzemplarze silniejsze, bardzo rozrośnięte jak Charles Austin, Pilgrim czy Othello nie były okrywane i nastąpiła redukcja krzewu  do linii śniegu . Wyjątkiem jest tu Wincherster Cathedral , która, mimo braku okrywy zachowała krzew w całości. Nie wiem czemu to przypisać. Może jest po prostu bardziej odporna na niskie temperatury niż inne austinki. Natomiast lekko okryte stroiszem, Teasing Georgia, Golden Celebration czy Szekspir obudziły się wiosną w pełnym wigorze.

Mieszańce piżmowe Pembertona by przetrwać potrzebują okrycia. Te, które okryłem/lekko/, przezimowały bez zastrzeżeń. Nie okryte, przemarzły do linii śniegu, łącznie z ich praprzodkiem różą Trier.

Portlandzkie, zimowały bez okrycia i wykazały się zupełną odpornością. Z jednym wyjątkiem Jacques Cartier, którego krzew  wygląda na mocno uszkodzony i będzie wymagał ostrego cięcia

Poliant – nie mam, natomiast róże bliskie poliantom jak grupa The Fairy, przemarzły do linii śniegu.

O Galijskich czy centifoliach nie piszę , ponieważ ich odporność mrozowa to około -30 c, więc spoko, w samych koszulkach.

To tyle na prędce .

15 komentarzy do “Zima 2016/17”

  1. Ada Tarnawska napisał:

    A oto raport z północnej małopolski :))).
    Różanki po wiosennym cięciu wyglądają jak ciernisko. Temperatura spadła do – 24 stopni C, okrywa śnieżna nie przekraczała 10 – 15 cm. Większość róż okryta wyłącznie stroiszem lub małym kopcem i stroiszem. Moje obserwacje bardzo podobne, tzn. galijki bez uszkodzeń, kanadyjki również, szczególnie ucieszyła mnie ‚John Davies’ upięta do kolumny i wystawiona na wiatry – zachowała wszystkie pędy. Rosa rugosa ‚Rotes Phanomen’ faktycznie jest fenomenem. Nic jej nie ruszyło i dziś cała w liściach. ‚Rosa de Rescht’ także, ale to nie jest żadne zaskoczenie. Oczywiście wszystkie zimowały bez okrycia.
    Remonantki i burbonki pod kopcami zimę przetrwały mocno nadwątlone – ‚Souvenir du President Lincoln’ na skraju przeżycia, ‚Gloire de Ducher’ podobnie. ‚Mme Knorr’ jedyna, z którą tak się cackam – pod kopcem i chochołem z agrowłókniny zmarzła – mocno skrócona. ‚Baron Giron” odbija, lecz nie wiem czy przetrwa.
    Również u mnie ogromnym rozczarowaniem okazały się róże Bucka: ‚Folksinger’ jako tako, lecz ‚Distant Drums’ ledwie żywa. Jedyne, co usprawiedliwia taki stan rzeczy, to wiek sadzonek – zasadzone ubiegłej jesieni.
    Kolejne rozczarowanie to ‚Dainty Bess’ – miała być mrozoodporna, a wypadła całkowicie.
    ‚Old Blush China’ walczy o przetrwanie.
    Róże piżmowe przezimowały całkiem przyzwoicie poza ‚Balleriną’, ale ta musiała sobie radzić bez okrycia z zarzuconymi zaledwie gałązkami świerku – taki z niej potwór, że nie ma jak podejść. Najlepiej i to kolejną zimę z rzędu przetrwała ‚Fil des Saisons’.
    Mieszańce hultemii zachowały się podobnie do większości floribund – do wysokości kopca/stroiszu wszystko w porządku, dalej ostre cięcie.
    Wszystkie tzw. róże niebieskie, czyli u mnie ‚Novalis’, ‚Blue Girl’, ‚Blue River’, ‚Minerva’ bardzo słabo odbijają z pojedynczych pędów. Jedynie ‚Lavender Ice’ trzyma się bardzo dzielnie.
    ‚Leonado da Vinci’ pomimo kopca i stroiszu przemarznięty.
    Ale dużym zaskoczeniem okazała się ‚Colette’, ‚Chippendale’, ‚Pashmina’ oraz ‚Blue for you’. One jakby nie zauważyły silnych mrozów w ogóle.
    Z mieszańców herbatnich najlepiej zachowały się róże Delbarda: ‚Pink Paradis’, ‚Madame Figaro’, róże Carutha oraz młode Kordeski: ‚Pomponella’, ‚Coco’.
    Zauważyłam, że najlepiej przezimowały róże okryte gęsto samym stroiszem.Takie okrycie zadziałało dużo lepiej niż kopce. Oczywiście przy dużych, wybujałych krzewach taki stroisz pozwoli zachować nienaruszoną jedynie dolną partię krzewu.
    Cóż, życzmy sobie długiego, ciepłego :))).
    Serdeczności!

  2. admin napisał:

    Dzięki za tę , de facto, drugą część artykułu.

  3. Ada Tarnawska napisał:

    Oj, teraz to mnie Pan zawstydził. Będę milczeć :). Nie chciałam Pana wyręczać, a raczej ulżyć swojej frustracji.
    Pozdrawiam świątecznie.

  4. ewa miszczak napisał:

    Zima zimą, a co Państwo myślicie o tych przymrozkach wielkanocnych? U mnie w Lublinie było -4st C przez dwie noce. a jednej nocy spadł śnieg. Zmarzły listki hortensji wielkokwiatowych i wajgeli Middendorfa. Póki co nie widzę uszkodzeń mrozowych na rozwiniętych już liściach róż, ale kto wie, jak to wpłynie na ogólny rozwój i kwitnienie.

  5. admin napisał:

    Wygląda to dramatycznie. Nawet rugosy mają przemrożone liście, ale to furda. Ma Pani rację – jak to wpłynie na kwitnienie – oto jest pytanie.

  6. Kralka Małgorzata napisał:

    I ja chciałabym zdać relację z tegorocznego zimowania róż odnosząc się do odmian wymienionych przez poprzedników.
    Burbonki bardzo dobrze włącznie z Louise Odier.
    Remontantek nie mam, zaś odmiany G.Bucka rozczarowały mnie 2 lata temu i też ich się pozbyłam z wyjątkiem Applejack, którego polecam do każdego ogrodu ale jak widać nie u wszystkich jest taki odporny. U mnie na całej swojej 1,5 wysokości w zielonych listeczkach.
    Kanadyjki i geszwindki przezimowały bardzo dobrze.
    Z pnących mam sporo strat,najbardziej zaskoczyła mnie strata siedmioletniego Sir Cedric Morris i Elegance oraz niewiele młodszych Roville, Summer Wine i Morning Jewel, jak również Super Elfin. Morning Mist jak co roku dycha paroma pączkami.
    Alchymist jak na razie w porządku, ale wiem z doświadczenia, że lubi przemarzać( jeden stary okaz już raz straciłam) a Krusmann np klasyfikuje go jako rubiginosa hybr po ojcu, widocznie geny odmiany matecznej dają mu tę delikatność
    Rugosy w większości dobrze lub bardzo dobrze.
    Utopia wychodzi młodziutkimi listeczkami spod liściastego kopca.
    Jedyna moja angielka Szekspir 2000 odbija od samego dołu paroma paczkami a zimą nie była niczym okryta.
    Piżmówki w tym roku nie były niczym okryte i w tegoroczną wiosnę wchodzą różnie- jedne z paroma pąkami całkiem od dołu, inne całe zielone jak np Puccicni, Fil Saisons czy Waterloo a inne jak np Thisbe zmarzły i nie będę ich już odkupować, ich miejsce sukcesywnie będą zajmować odporne i jakże wdzięczne spinossisimy.
    Damascenki i portlandki bardzo dobrze lub dobrze z wyjątkiem Jacques Cartier, który niby żyje ale jakoś niewyrażnie.
    Centifolie, alby, galijki wszystkie przezyły choć wiele z nich w wiosnę weszło z dużą ilością suchych( martwych) pędów, a dałabym głowę, że jesienią wszystkie suchelce usunęłam.
    Odmiany tzw niebieskie czy o niezwykłych barwach, one należą do grupy mieszańców herbatnich i floribund wychodzą młodziutkimi listeczkami spod kopców, jedynie Griselis cała zielona do wysokości 1m. Leonardo da Vinci tradycyjnie nietknięty (zupełnie odwrotnie niż u Pani Ady Tarnawskiej) zaś mój ulubiony Chippendale nic a nic nie odbija, cały czarny.
    Też uważam, że gęsty stroisz iglasty jest najlepszy ale skąd go tyle wziąć? W tym roku pod taką gęstą okrywą bez żadnego kopca świetnie przezimowała Pink Euphoria.

  7. ewa miszczak napisał:

    Tak jak to w innym miejscu pisałam, ale powtórzę dla porządku w tym wątku, u mnie w czasie zimy przemarzły do poziomu okrywy śnieżnej: angielskie Charles Austin i Crown Princess Margareta oraz Eden Rose – u mnie rosnąca dotąd jako pnąca. Alchymist przemarzł w dziwny sposób – zeszłoroczne „latorośle” padły wszystkie, część starszych kilkuletnich pędów bez jakiejkolwiek zasady – padło, inne nie. Jeden z pędów Alchymista – mniej więcej 3 letni – żywy i wypuszcza nowe listki, a obok podobny pęd – martwy. Z kolei angielska Constance Spry, Colette i rugosa Moje Hammarberg – bez jakiejkolwiek okrywy przetrwały zimę bez uszczerbku. Podobnie historyczne bez żadnego zabezpieczenia: Charles de Mills, Louise Odier, Rose de Rescht i moja Alancja – nie do zdarcia. Przykryte stroiszem świerkowym z bożonarodzeniowej choinki doskonale przetrwały: Bouquet Parfait, Mariatheresia, Artemis, Munstead Wood i Piano. Pod koniec marca posadziłam nowe nabytki: Felicite et Perpetue, Madame Isaac Pereire, Souvenir du dr Jamain, Ghislaine de Feligonde, White Jacques Cartier, Jacques Cartier, Stanwell Perpetual oraz angielską Rosemoor. Doskonale przyjęły się po posadzeniu, a potem przyszły te mrozy wielkanocne i już myślałam, że rozwinięte listki zmarzną, ale na szczęście żadna z nich nie ucierpiała. Zobaczymy jak dalej będzie, dziś pada deszcz z mżawką na zmianę, ziąb i wiatr. Kwiecień, jakiego nie pamiętam.

  8. Ada Tarnawska napisał:

    Ciekawie czyta się Pań sprawozdania. Proszę napisać z jakiego regionu Polski Panie piszecie.
    Od ostatniego wpisu moje „ściernisko” nieco podrosło, choć sporo róż zmasakrowana i nie wiem jak będzie dalej przy tak niesprzyjających warunkach pogodowych i ciągłych deszczach. Niektóre spośród róż odbijają od samego dołu i może, może się uratują (‚Distant Drums’, ‚Dainty Bess”, ‚Souvenir du President Lincoln’, ‚Gloire de Ducher’).
    Straciłam ‚The Prince’, ‚Gospel’ oraz ‚Star Profusion’.
    Trzymajmy kciuki, teraz już tylko kwieciak, mszyce i czarna plamistość… :))).
    Pozdrawiam

  9. ewa miszczak napisał:

    Mieszkam w Lublinie, zatem warunki klimatyczne raczej z tych ostrzejszych, oddech mroźnego Wschodu czuje się w zimie. Ale za to gleba dobra – piękna, bogata, lessowa – żółta. Mam w ogrodzie II klasę bonitacyjną :)

  10. Ada Tarnawska napisał:

    Dziękuję.
    Pracowałam kiedyś w parku przydworskim o zbliżonych warunkach glebowych – czego by nie wsadzić do tej ziemi, rosło bujnie :)))

  11. Kralka Małgorzata napisał:

    Ja mieszkam na zachodnim Mazowszu, mam ziemię IV klasy w dobrej kulturze. Polska strefa klimatyczna II( wg Bugały, Chylareckiego i Bojarczuka) lub III obejmująca środkową część kraju.
    U mnie te same odmiany w ciągu lat różnie zimowały, trudno jakoś jednoznacznie zdefiniować ich mrozoodporność.

  12. admin napisał:

    Obserwując liczbę czytelników goszczących na stronie , mam równocześnie wgląd w przebieg pogody w kraju. Frekwencja w czasie deszczowej pogody bywa nawet 100% wyższa – a 50% jest regułą.

  13. ewa miszczak napisał:

    Alchymist ostatecznie zdecydował się na uśmiercenie wszystkich swoich długich, kilkuletnich pędów. Nawet te, które wiosną wypuściły listki, straciły turgor a listki zwiędły i poskręcały się. Z żalem wyciągnęłam sekator i dziś dokonałam ostatecznego cięcia. Młode zdrowe pędy wyrastają tylko z karpy. Zupełnie tak samo sprawa ma się z Eden Rose. Szkoda, ale przynajmniej przeżyły.

  14. ela Kozak napisał:

    Ja z Lublina.Nie wiem czy miała wpływ na te przemarznięcia róż długa ciepła jesień, i dlatego
    niektóre z nich nie zdążyły się przygotować do zimy. W tym roku będę musiała je zabezpieczyć opryskiem jesiennym, wspomagającym przezimowanie, takim jakie stosują szkółkarze sadownicy.

  15. Ada Tarnawska napisał:

    Czy mogłaby Pani napisać coś więcej o tym oprysku?

Napisz komentarz