Krótki przegląd róż burbońskich.
Na fotografiach Madame Isaac Pereire
Róż burbońskich, doliczymy się bez trudu około dwu setek . W swojej encyklopedii mam ich opisanych nieco ponad 80. Na chodzie – będzie ich około 40 odmian, pochowanych na ogół po rosariach i prywatnych ogrodach. Ja, poznałem około 20 z nich i postanowiłem się podzielić swymi uwagami o tej wytwornej , arystokratycznej rodzinie.
Pierwsze dwie jakie mi przychodzą do głowy to Mme Isaac Pereire i Zephirine Drouhin. Obie bardzo piękne i różne na swój sposób. Madam Pereire to silny krzew o mocarnych pędach na których rodzą się równie okazałe pełne, ciężkie kwiaty, nasycone aż ponad miarę oszałamiającą wonią, która nie zanika nawet w ususzonych płatkach. Zefiryna, ma raczej delikatniejszy charakter i jest pnączem o wiotkich, łatwo poddających się upinaniu pędach, które nadto – co niezwykle cieszy rosomanes – są pozbawione kolców. Ta mile widziana cecha sprawia, że jest chętnie sadzona przy uczęszczanych ścieżkach i pergolach. Kolor Zefiryny podobnie jak i zapach jest delikatniejszy od wpadającego w odcienie wiśniowe Madam Pereire. Różnią się od siebie też zdrowotnością – Zefiryna bowiem jest bardziej podatna na czarną plamistość. Obie też zasłużyły się sławnymi potomkami i licznymi sportami. Tu Pereire zdecydowanie góruje nad Zefiryną która w zasadzie ma na swoim koncie tylko dwie udane mutacje , Martha i Kathleen Harrop. Zasług Pereire nie będę tu wyliczał gdyż to temat na odrębny artykuł. Tu wspomnę tylko o jaśniejszej kolorystycznie wersji, również bardziej kompaktowej we wzroście – a to Mme Ernest Calvat .
Souvenir de la Malmaison – i stare koronki
Na drugim miejscu postawiłbym inną parę – Souvenir de la Malmaison i jej pnąca wersję wyselekcjonowaną w 50 lat później. O róży tej poza standardowym opisem, w zasadzie należałoby napisać jakiś odrębny poemat, ale poczekam na przypływ natchnienia w tej materii.To wspaniała róża o pokroju prawie, że kompaktowym , o wzroście nie przekraczającym jednego metra a jej największą atrakcją są wspaniałe ćwierćrozetowe kwiaty , prawie kremowo białe z lekka przybarwione najdelikatniejszym lila różem jaki przyroda miała w zapasie. Trudno jednakowoż o poemat na jej temat w naszych warunkach. U nas, by w pełni ulec jej czarowi musielibyśmy posadzić ze dwa krzewy pod osłonami. Wówczas, zwłaszcza jesienią, dopiero zobaczymy jak pięknymi kwiatami potrafi nas obdarzyć. Jej odmiana krzewiasta, czy wręcz pnąca została znaleziona dopiero po około 50 latach od introdukcji odmiany wyjściowej. Znaczy to, że pomimo upływu pół wieku nadal była uprawiana na skałę masową.I dziś jeszcze, mimo, że konkurencji przybyło, ma swoich zadeklarowanych miłośników. Dodam jeszcze, że w roku 1950 Graham Thomas znalazł w Irlandzkim ogrodzie prywatnym półpełny sport, który nazwał Souvenir de st. Anne, który uwalnia nas od największej zmory Souvenir de Malmaison jaką jest jej wrażliwość na deszczowe dni i zagniwanie ciężkich, mocno wypełnionych kwiatów.
Kolejna burbonka, Louise Odier , kwiaty ma od poprzedniczki zdecydowanie mniejsze, ale równie regularnie i szlachetnie zbudowane a nadto wydaje się , że całkowicie odporne na kaprysy pogody. Jej kwitnienie jest spektakularnie obfite, a umiejętne cięcie spowoduje, że praktycznie przez cały sezon letni będzie nas czarować krzewami obsypanymi kremowo różowymi rozetkami kwiatów. Jej zapach wprawdzie delikatny, jednakże wyrazisty i przy masie kwiatów już z daleka wyczuwalny. To cierpliwa roślina, niezbyt podatna na choroby i dobrze zimująca – oczywiście w ramach własnych ograniczeń. Dobra do uprawy przez początkujących rosomanes. Nie zamierzam jej porównywać do Souvenir de la Malmaisonn , gdyż pełnią bardzo różne role w ogrodzie. Louise Odier jest wyraźnym akcentem kolorystycznym i architektonicznym , dającym się z równym wdziękiem podziwiać tak z bliska jak i z daleka, natomiast Malmaison to roślina do podziwiania z bliska, do kontemplowania w zaciszu domu , wśród sreber i starych koronek. To jej klimat.
Chromolitografia z Gallica Biblioteque Numerique – Journal des Roses i rosen Zeitung – przedstawiają Madame Pierre Oger
Wypadało by jeszcze coś napisać o jeszcze jednej uroczej parze . Mam tu na myśli La Reine Victoria Schwartza i Madame Pierre Oger, sporcie od tej pierwszej, który wyselekcjonował właśnie Pierre Oger.Victoria nie jest interesującym krzewem. W tamtych czasach hodowcy nie przykładali większej wagi do wyglądu róży jako krzewu, . Interesował ich przede wszystkim kwiat a może nawet tylko kwiat. Stąd pojawiały się takie chude, wymoczki o długi cienkich pędach jak Victoria, ale ta to zakończone wielkiej urody , ciemno różowymi , pucharowej budowy kwiatami. Na domiar złego Victorię nęka czarna plamistość i musi mieć zapewnione dobre stanowisko w ogrodzie. Dlaczego więc piszę o niej mimo , że do tej pory wymieniam głównie jej wady. Otóż wydała ona uroczy sport, właśnie Mme Pierre Oger o kwiatach prawie, że bliźniaczej budowy ale w niezrównanym kolorze delikatnego porcelanowego różu. Gdy posadzimy je obok będziemy mogli podziwiać jak niezmierną jest nasza przyroda i jak wielkiej łaski doznajemy mogąc podziwiać jej hojne dary. Ta wspaniała para pisze poemat o różnorodności i zmienności natury.
Kontynuujmy tego chodzonego parami.
Tym razem, przed naszymi zadziwionymi niezmiernością przyrody oczami pojawia się para łowiczanek, dwie łowickie burbonki. Variegata di Bologna o wprawdzie niezbyt dużych ale wspaniale kulistych kwiatach w kolorze, no właśnie, w jakim kolorze jest mój egzemplarz , który oniemiały podziwiam. Jest raczej kremowo biały w czerwone i fioletowo różowe cętki i paski. I tylko trochę denerwują mnie jej długaśne pędy, które jednak wiedząc już o jej słabości będę przycinał i przyginał by mieć jej przeurocze kwiaty w zasięgu wzroku. Czemu tylko nie powtarza kwitnienia? Pytam z rozpaczą w głosie. Druga z pary to Honorine de Brabant. To dla odmiany mocny krzew o lekko rozchylających się pędach, który potrzebuje trochę miejsca w ogrodzie. Jej niezbyt wypełnione, półkuliste kwiaty są już wyraźnie różowe popstrzone mniej lub bardziej w białe cętki nie pojawiają się jednakże one w takiej obfitości jak tego bym sobie po nich oczekiwał. Za to są obecne przez cały sezon w mniejszym bądź większym nasileniu.
fotografie – Urszula Trętowska a na nich Zigeureknabe
Kolejna para, to już są dzieła pochodzące z przełomu XIX i XX wieku. Mam tu na myśli robotę Geschwinda – Gipsy Boy i Parkzierde. Do tej pary dodałbym jeszcze ze dwadzieścia lat późniejszą Adam Messerich Lamberta. Odmiana ta pojawiła się u Lamberta trochę niespodziewanie, jak gdyby wielki niemiecki mistrz pozazdrościł Geschwindowi, że ten nadal znajduje całkiem świeże inspiracje do hybrydyzacji w wydawało by się już przebrzmiałych burbonkach. Każda z tych trzech róż zasługuje na parę słów komentarza. Mimo swego niezaprzeczalnego uroku, nie jest to już ta klasa co omawiane wcześniej burbonki. Czegoś im brak. Parkzierde ma kuliste, wiśniowo czerwone kwiaty, ale substancja płatków kwiatowych przypomina trochę teksturę papieru/ ale może się czepiam/. Gypsy Boy , jest w gruncie rzeczy do niej bardzo podobny, ale ma zdecydowanie ciemniejsze kwiaty. Ta burbonka ma chyba więcej zalet od swej poprzedniczki. Jest mrozoodporna i choć nie powtarza kwitnienia, wpadła w oko Austinowi, który użył ja do swych krzyżówek m.innymi z Chianti uzyskując siewki powtórnie kwitnące. Oznaczałoby to, że i Gipsy Boy również miał jakąś styczność z odmianą powtarzającą kwitnienie. Jeszcze parę słów o samych krzewach. Tworzą zwarty, niezbyt wysoki krzew, jednakże obie one nie starzeją się zbyt dobrze, podobnie jak wiele innych róż pochodzących ze stajni Geschwina. Zostało by nam jeszcze oplotkowanie Adam Messerich. Burbonką , to został on przez mianowanie. Gdy bowiem spojrzymy na jego przodków, to dziś raczej nazwał bym go mieszańcem międzygatunkowym. Nic to jednakowoż nie wadzi i ta róża, tak bardzo przypominająca z kwiatów Zefirynę może być prowadzona w zależności od potrzeb jako wolnostojący krzew dorastający do 2 m wysokości , lub jako forma kolumnowa, przy podporze, a wówczas wyrośnie trochę wyżej. Odmiana ta nie zdobyła jednakże serca rosomanes ,podobnie jak wiele innych róż wyhodowanych przez Lamberta, choć w zasadzie ma wszystko co potrzeba, ładne, pachnące kwiaty, ciągłe kwitnienie i zgrabny krzew. Jeżeli miałbym pogrymasić , no to wolałbym nieco większą mrozoodporność.
Fotografie – Marian Sołtys w kolekcji Barni Pistoia 2014. a na nich Bourbon Queen
Teraz powiem kilka słów o burbonce której wprawdzie nie mam, ale chciałbym bardzo by zagościła w moim ogrodzie. ponieważ nie ma własnych doświadczeń z tą odmianą, zacytuję Petera Bealesa. ” Z tą piękną różą mam własne sentymentalne wspomnienia. To jedna z tych odmian, które nie mogą się zdecydować czy chcą być krzewem czy klimberem. W roku 1958 znalazłem ją, jako biedny zagubiony krzew rosnący w zaroślach jeżyn na zboczu pagórka w Pembroke Castle w zachodniej Walii. Potem spacerując z żoną i jej matką, usłyszałem od teściowej, że ona pamięta tę różę z czasów gdy jeszcze sama była dzieckiem, która to rosła dokładnie w tym samym miejscu. Pokazuje nam to jak mocną konstytucję ma ta odmiana. Jej kuliste kwiaty złożone z jedwabistych płatków są aż nabrzmiałe miłym intensywnym zapachem. Należałoby tylko żałować, że kwitnie niestety tylko raz w roku każdego lata.” Passion for roses str. 88.
Fotografie obok – Dzięki uprzejmości Pani Elżbiety Kozak a na nich Boule de Neige
Na zakończenie zostawiłem sobie pewnego rodzaju rarytas. Boule de Neige i Coquettes des Blanches. Jedyne dwie białe burbonki jakie znam. Boule de Neige, to bardzo kapryśna panienka, czasem się udaje dobrze no i wówczas mamy mnóstwo radości , ale czasem, nie wiadomo za bardzo z jakiego powodu kaprysi. W każdym bądź razie winniśmy jej zapewnić dużo przestrzeni a i też regularne karmienie i pojenie. W zamian da nam wiele radości. Tą drugą, białą kokietkę, wyhodował Lacharme, najprawdopodobniej w roku 1865 i z całą pewnością celował w kierunku wyhodowania czysto białej róży. Wprawdzie celu swego nie osiągnął, ale bliski był perfekcji. Oglądana z pewnej odległości, jako część założenia ogrodowego z pewnością dobrze spełnia funkcje białej róży. Gdy kwiaty otwierają się do słońca, ono podbarwia im centrum kwiatu na różowo. Kwiaty owe są kulistej formy a średniej wielkości, niezupełnie wypełnione i złożone z około 15-25 płatków. Zakwitają z dużą łatwością pojawiając się na końcach długich łodyg w niewielkich wiązankach, kiściach. Krzew o dość zwartym, symetrycznym, wyprostowanym pokroju, dorasta do 1,8m wysokości, ponieważ jest silnej i zdrowej konstytucji, szybko zakłada świetny foremny krzew. Jest bardzo odporna na choroby grzybowe. Jest to róża o eleganckich, wiecznie zielonych liściach a co za tym idzie w optymalnych warunkach będzie kwitła non stop cały rok. Jak na swoje zalety kokietka nasza, nie jest zbyt dobrze znana, przynajmniej dla mnie.
Na tym zakończyłbym mój subiektywny przegląd, wg mnie najbardziej udanych róż burbońskich. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że wszystkie je znam z autopsji.
Dla rosomanes, których urzekły róże burbońskie, mam wspaniałą wiadomość. Otóż w patio klasztoru Franciszkanów w Kostanjevica obok miejscowości Nova Gorica na Słowenii , znajdziemy unikalną, drugą co do wielkości po Roseraie de L’Hay, kolekcję róż burbońskich składającą się z około 70 odmian. To niezły wynik, jeżeli uprzytomnimy sobie , że łacznie z mieszańcami róż burbońskich został ich raptem około setki. Warto sie tam wybrać w maju, jako, że w pobliskiej Novej Goricy możemy uczestniczyć w festiwalu różanym łącznie z około 10000 gości jacy rokrocznie odwiedzają to miejsce.
czwartek, 13 Październik 2016 o godz. 19:29
Celne uwagi. Miałem i ja w tym roku swoje problemy z tymi różami. Mme Isaac Pereire i Louis Odiere jakby się zmówiły.Owszem,z początku kwitły,ale mniej obficie i krócej niż w zeszłym roku. Jakby mówiły – „masz,napatrz się,napodziwiaj ale więcej nie przeszkadzaj bo mamy inne plany” Co też uczyniły. Nawypuszczały po kika dorodnych pędów,które rosły,rosły i rosły.I chyba nadal jeszcze rosną. Doszły do 2,70 m. Drugiego kwitnienia oczywiście zero. Miałem już na języku stwierdzenie,że zima zweryfikuje ich plany,ale…może wiedzą co robią?
niedziela, 16 Październik 2016 o godz. 21:04
Ten rok faktycznie nie rozpieszczał w kwiaty Luise Odier w 2015 szalała,teraz wypuściła za to długie pędy które częściowo skróciłam bo weszły na obok posadzone drzewo.Za to jej zapach urzekł mnie i jestem jej fanką.Żal że posadziłam ją z dala od ścieżki i muszę specjalnie, chodzić do niej w odwiedziny :-)
piątek, 23 Czerwiec 2017 o godz. 18:29
Moje burbonki w tym roku pięknie kwitną mimo deszczu.Kocham je
poniedziałek, 16 Październik 2017 o godz. 19:37
Wczesną wiosną kupiłam Madame Issac Pereire z gołym korzeniem i posadziłam niestety w dość niefortunnym miejscu. Rozrastające się w ekspresowym tempie sąsiednie byliny zagłuszyły Panią Izaakową, krzew najpierw zakwitł 3 przecudnymi kwiatami, potem złapał plamistość, potem liście opadły. We wrześniu ogołocony krzak przesadziłam w inne, bardziej otwarte i słoneczne miejsce i proszę, dziś – a mamy połowę października, dwa pędy mają piękne zdrowe liście i dwa pąki kwiatowe. Nie podziewam się, że jeszcze przed zimą rozkwitną, ale wydaje mi się, że jest to oznaka zdrowia i tego, że miejsce jej wreszcie pasuje.
wtorek, 17 Październik 2017 o godz. 21:42
Ja też pozwoliłem bylinom zarosnąć róże, u mnie też (r) chwyciły choroby, przewiew, dostęp powietrza jest jednak bardzo ważny. Rabata różano bylinowa szalenie mi się podoba(ła), ale trzeba było ostro ograniczyć nadmiar bylin.
niedziela, 11 Luty 2018 o godz. 19:23
W temacie róż burbońskich: kilka dni temu znalazłam przypadkiem na http://www.helpmefind podpis pod interesującą mnie burbonką, że zdjęcie pochodzi z największej w Europie kolekcji tych róż w ogrodzie klasztoru franciszkańskiego Konstanjevica w Novej Goricy w Słowenii. Weszłam na ich stronę i rzeczywiście chwalą się tą kolekcją, (że nawet największa na świecie) ale niestety nie prezentują zdjęć. Może ktoś z Państwa planujących wakacyjne podróże zainspiruje się tą informacją i odwiedzi Słowenię? Taka sugestia kierunku :)