J.H. Nicolas

J.H.Nicolas/1875-1937/. Urodził się we Francji w Roubaix. Po skończeniu nauki, karierę rozpoczyna w armii w artylerii skąd odchodzi w stopniu kapitana w wieku 27 lat ze względu na bardzo słaby wzrok. Podejmuje pracę w przemyśle włókienniczym, skąd to zostaje wysłany do USA do Orleanu z zadaniem zakupu bawełny. Ale cały czas jego cichą pasją były róże i mimo, że jego romans z różami rozpoczął się jako hobby, to w efekcie stał się światowym uznanym ekspertem od róż i porzucił karierę biznesie, aby zarabiać na życie w ogrodnictwie i za osiągnięcia w tej dziedzinie otrzymał tytuł doktora nauk przyrodniczych.Był kawalerem Merite Agricole, Kawalerem francuskiej Legii Honorowej. A do tego wszystkiego, był także smakoszem. Francuski rosarianin Francis Meilland kiedyś powiedział o nim: „Był wszystkim naraz, człowiekiem pisanym małymi literami, dobrym pisarzem, dyplomatą i zaskakującym genetykiem”.
W czasie pobytu w USA, najpierw zatrudnia się w firmie Conard – Pyle a potem jest dyrektorem ds. badań w firmie Jackson&Perkins od 1929 do 1937 roku. Zasłynął tam wprowadzeniem szeregu innowacji zwiększających produktywność firmy jak np. przestawienie się się z okulizacji róż na r. canina na multiflorę czy wprowadzenie sprzedaży róż w pojemnikach. Żartobliwie nazywano je na początku różami w puszkach.
Nie wyhodował zbyt wiele odmian/34/, ale wówczas firma korzystała szeroko ze zdobyczy hodowców europejskich jednak ze względu na swoje wybitne kwalifikacje otrzymał przydomek The Doctor. Taką nazwę też nosi poświęcona mu róża wyhodowana w roku 1936 przez Fryderyka Howarda. Mimo, że stał się już obywatelem amerykańskim, zawsze jednak podkreślał swoje francuskie pochodzenie. Francis Meilland, na kongresie francuskich hodowców róż w roku 1939 tak mówił: ” Nicolas, za punkt honoru stawiał sobie, by rozmawiając nie tracić francuskiego akcentu. Jego trzy najwspanialsze róże- Eclipse, Gloaming i Torch - też zachowały wiele francuskiego smaku”. Tę opinię cytuję za stroną internetową roseraie L’Hay.
Twórczość.
Jak już powiedziałem, jego dorobek nie jest szczególnie okazały ilościowo, ale zapisał na swoim koncie tak udane odmiany jak:
Eclipse – chyba jego najbardziej znana odmiana. Niezwykle interesująca historia wiąże się z nazwą tej róży. Otóż w dzień w który zakwitła tj. 30 sierpnia 1932 roku, miało miejsce zaćmienie słońca. Z angielska zaćmienie to eclipse. Odmiana przeszła przez rynek jak burza przynosząc mu główna nagrodę w Bagatelle w czasach gdy te nagrody coś znaczyły, czy nagrodę Davida Fuerstenberga od ARS. w roku 1936.
Również żółta, pnąca King Midas, miała wielkie powodzenie u rosomanes.
Leonard Barron to niezwykła wprost, wspaniała innowacja jeżeli chodzi o mieszańce herbatnie. Otóż Nicolas wpadł na pomysł by skrzyżować Schoerner’s Nutkana z Souvenir de Madame Boullet, w efekcie otrzymał odmianę rodzącą ogromne kwiaty o średnicy przekraczającej 18! cm. Na starej fotografii, która możemy obejrzeć na HMF widzimy dziewczynkę trzymającą tę różę a kwiat przesłania jej całą twarz.
Rochester, to był również niecodzienny pomysł na piękną floribundę o kwiatach urodą niczym nie ustępujących mieszańcom herbatnim.
Mary Margaret McBride ,to różowy mieszaniec herbatni o fantazyjnie powycinanych płatkach
Z bardziej znanych wymieńmy jeszcze: „ Miss America „,” Starlight „,” Yosemite czy Flambeau.
Przy wszystkich swoich wielkich dokonaniach, unikał nadawania różom pretensjonalnych nazw.
Nawet po jego śmierci w 1937 roku, jego hybrydy nadal były wprowadzane do obrotu, jak różowa polyantha Bernice czy pnąca róża pośmiertnie nazwana dla niego = ‚Dr. J. H. Nicolas ‚.
Ma też na swoim koncie trzy wspaniałe książki o różach:
The Rose Manual: An Encyclopedia for the American Amateur (1930, 335 pp.), A Year in the Rose Garden (1936, 105 pp.), i A Rose Odyssey (1937, 238 pp.) wszystkie opublikowane przez Doubleday, Doran & Co. Jak szybko przemija postać znanego nam świata, może świadczyć opowieść kuzyna Nicolasa, zamieszczona na dyskusyjnym form internetowym, który opowiada o tym jak to wszedł w posiadanie pamiątek po swoim wielkim kuzynie w tym również pokaźnego maszynopisu sumującego te pozycje w małą antologię. Nikt już nie był zainteresowany ich wydaniem.
Jednakowoż zapewniam Państwa, że pisarstwo jego jest godne najwyższej uwagi. Już po napisaniu tego szkicu zakupiłem pierwsze wydanie „A Rose Odyssey” z roku 1937. Wstępem do tej wspaniałej opowieści jest autobiografia – czy też może trafniej by było powiedzieć życiorys skreślony własną ręką autora. Zatytułował go: Jak stałem się się ROSARIANINEM. Pozwoliłem sobie przetłumaczyć ten tekst z niezbędnymi skrótami.
Urodziłem się w Roubaix , niedaleko Lille, w pobliżu centrum włókienniczego w północnej Francji. Moje pochodzenie jest czysto galijskie. W moich żyłach, nie ma łacińskiej krwi. My z północnej Francji jesteśmy dumni z naszego czysto galijskiego pochodzenia i uważamy, że etnolodzy błądzą , nazywając Francję narodem łacińskim. To prawda, że w południowej części Francji rasy się bardziej wymieszały wskutek podbojów i wieloletniej dominacji rzymskiej . Oddziaływały tam na miejscową populację inne plemiona jak Burgundów, Wandalów czy Ostrogotów, jako że był to korytarz przez które te plemiona przedostawały się dalej. Dla tych czytelników którzy chcieli by mnie zwizualizować jako małego , ciemnowłosego Francuza z popularnych kreskówek , śpieszę powiedzieć, że jestem blondynem i mam blisko 190 cm . wzrostu. Nadto mówię z wyraźnym akcentem francuskim, nie posługując się przy tym rękoma.
Moje najwcześniejsze wspomnienia w życiu, to są szczęśliwe dni w ogrodzie różanym ojca, który to ogród był jednym z najbardziej rozbudowanych amatorskich ogrodów różanych we Francji . Wciąż mam przed oczami nasz letni dom na wzgórzu,w całości pokryty przez dwie pnące róże – różową i bardzo aromatyczną Mmme Sancy de Parabere, która kwitła jako pierwsza, a następnie Felicite et Perpetue, cała w bieli, która pojawiała się później, dzięki czemu mogłem obserwować unikalne połączenie różu i bieli rozpoczynające się różem i kończące się bielą. Pamiętam również po południowej stronie domu, duży budynek z cegły, wysoki na trzy piętra, w całości pokryte piękną pnącą Gloire de Dijon.
Przed domem był trawnik, a na nim dwie duże, owalne rabaty róż - z francuska ” Corbeilles ”. W jednej rosła ulubiona róża ojca tj. Souvenir de la Malmaison a drugą wypełniała najbardziej ulubiona róża mojej matki, Empereur du Maroc,
kolor aksamitny, ciemny, bordowy, od lat standard w porównywaniu dla ciemnych kolorów róży. Gdziekolwiek byłem, zawsze miałem te dwie róże w moim ogrodzie. Różanka właściwa zajmowała obszar około pół hektara i była kwintesencją ” francuskiego ” wzornictwa. Powiedzielibyśmy dzisiaj, że miała geometryczny wzór. W tych dniach mieszańce herbatnie były nieliczne, ostoję różanki stanowiły remontantki, ale były one jeszcze nie zdegenerowane przez niewłaściwe metody rozmnażania, tak jak dzisiaj. To były , z małymi wyjątkami, naprawdę ciągle kwitnące róże. Na przykład, General Jacqueminot zawsze był w rozkwicie. Hybridizer, Pernet-Ducher, jeszcze nie pojawił się na scenie róży, i żółte róże były rzadkością. Było też kilka róż herbatnich i to było wszystko. La France była w wielkiej łasce. A jak ona kwitła i pachniała w całym ogrodzie! Mam La France w moim ogrodzie dzisiaj, ale jakoś tak nie wydaje się by to była taka sama róża. Widocznie szczep jest wyczerpany. Mieliśmy piękne różane drzewa z odmiany Marechal Niel, ale była ona wrażliwa na zimno. Miały więc porobione zabezpieczenia ze słomy wokół każdej rośliny późną jesienią. Nie przypominam sobie, aby jakaś róża była kiedykolwiek utracona. Byłem w Paryżu latem 1936 roku, kiedy dowiedziałem się o niezwykłe późnym przymrozku 16 maja, który zabił kopie wszystkich naszych zachodnich róż w Nowym Jorku, które miały już pąki kwiatowe. W ogrodzie ojca miał miejsce podobny pogrom, ale z innej przyczyny. Siostra moja, jeszcze jako dziecko wybłagała ojca by kupić jej kozę.Koza ta miała ona specjalną zagrodę, jednakże to zmyślne zwierze znalazło sposób by się z niej wydostać i pospacerować sobie po ogrodzie.Gdy ojciec ujrzał tę katastrofę, to płakał z rozpaczy. Kozę zabrał jeden z ogrodników i zapewne skończyła jako gulasz przyprawiony różami.
Miałem prawie dziesięć lat, kiedy mój ojciec nauczył mnie okulizować róże. Moja pierwsza lekcja była udana, ale pewnego dnia znalazłem je w takim stanie jak gdyby przeszła tam koza. Dopiero ojciec wytłumaczył mi , że zrobił to specjalnie by lepiej się rozkrzewiały. W ogrodzie naszej posiadłości zwanej Domaine de Cartigny, która była w rodzinie od piętnastego stulecia, rosły piękne i rzadkie drzewa. Pamiętam zwłaszcza jedno szczególne drzewo, najwspanialszy jaki widziałem okaz buka purpurowego.
W tym wielkim ogrodzie, zostało też posiane ziarno, z którego wykiełkowały światowej sławy ogrody Roseraie de L’Hay. Mój ojciec był producentem bawełny i Jules Gravereaux, właściciel dużego domu towarowego, Le Bon Marche w centrum Paryża, przyjeżdżał do nas kilka razy w roku, aby kupić wyroby bawełniane do swego sklepu. Ich interesy zajmowały im tylko kilka godzin, ale Gravereaux zatrzymywał się u nas dwa lub trzy dni, zwłaszcza w sezonie różanym. Pewnego razu, około 1885 roku, Gravereaux zauważył, że chciałby mieć taki ogród różany. Pamiętam, że ojciec odpowiedział: ” Gravereaux, gdybym miał twoją fortunę ,wycofałbym się z biznesu i poświęcił swoje życie róży ”. Jakiś czas później Gravereaux napisał ojcu, że zamierza podążać za jego radą i że ojciec powinien przyjechać do Paryża aby spojrzeć na kilka osiedli , które miał na widoku i wybrać jakieś miejsce najbardziej nadające się do rozwoju dużego rosarium. I tak to L’Hay , stało się wielkim muzeum róż, które każdy miłośnik róż i urody powinien odwiedzić podczas swego pobytu w Paryżu. Natomiast różanka mojego ojca przetrwała do 1914 roku.
Moja edukacja zaczęła się w College de Roubaix którą ukończyłem ze stopniem Bachelor of Letters, oraz Bachelor of Sciences. Następnie studiowałem na Sorbonie na studiach magisterskich, gdzie uzyskałem tytuł doktora. Ja, jako trzeci syn w rodzinie, zgodnie ze starym francuskim zwyczajem, zostałem przeznaczony do służby wojskowej. Po kursie na Politechnice w Szkole Artylerii, osiągnąłem stopień kapitana w wieku dwudziestu siedmiu lat, ale uszczerbek na zdrowiu /wzrok/ zmusił mnie do wycofania się z armii. Nasza fabryka bawełny powstała w 1810 roku i była oparta o import amerykańskiej bawełny żaglowcami. Więc mój ojciec wysłał mnie do Ameryki, aby kupić surową bawełnę dla firmy. I tak oto znalazłem się w Ameryce, ale bez intencji pozostawania na stałe. Jednakże w Nowym Orleanie poznałem pewną młodą damę z Chicago która zimowała wraz z rodziną na południu. Stało się nieuniknione. Tak oto stałem się obywatelem amerykańskim i jestem dumny z mojego amerykańskiego obywatelstwa.
Mój ojciec zmarł, wybuchła wojna. Wkrótce po wojnie zdecydowałem się na profesjonalne zajęcie się różami. Rząd francuski, który zawsze uważnie śledzi poczynania swoich obywateli za granicą, uznał moje starania poprzez przyznanie mi krzyża Legii d’honneur i Merite Agricole dla mojej pracy na polu róż , a także Palmę Academiques w uznaniu dla działalności pisarskiej.