Róże na I Wojnie Światowej

Wojna dwu róż. A przecież róż nikt nie pytał. Nie ze swego wyboru stały się symbolem XV wojny domowej w Anglii. Jak więc widzimy tradycja wojowania z różami jest długa. Tym razem zajmę się krótkim ale bolesnym wycinkiem historii, początkiem XX wieku.

Jako introdukcję pozwolę sobie tu  przypomnieć kompozytora i poetę neapolitańskiego  E.A.Mario  i jego Le Rose Rosse. To pieśń prawie antywojenna, powstała w Neapolu,w  roku 1918. Jest to przejmujący opis róż ginących na polu podczas bombardowań i ostrzałów artyleryjskich. Przerażająca metafora.” Ten ogród zdewastowany,gdyż zacięta wojna weszła nań. Cała ziemia krwią zaczerwieniona, poplamione krwią wszystkie róże, zaczerwienione kwiaty i płatki”

Jak widzimy okropieństwa I Wojny Światowej, dotknęły nie tylko ludzi. Ale tzw. opinia społeczna była  dość zgodnym frontem przeciwko Niemcom , których obwiniano nie tylko za wywołanie tej krwawej zawieruchy ale i za stosowanie niezbyt rycerskich metod w walce. Ta niechęć obracała się przeciwko Niemcom do tego stopnia, że zwalczana była i mowa i kultura niemiecka. Miało to oczywiście odbicie również w nazewnictwie róż. Weźmy jako przykład niczemu niewinną piękność wyhodowaną przez Petera Lamberta jeszcze długo przed wojną bo w 1901 roku. Mam tu na myśli śnieżno białą remontantkę Frau Karl Drushki. Jej nazwy synonimiczne wzięły się  stąd, że ludzie nie chcieli kupować towaru o niemiecko brzmiącej nazwie – dlatego nazywała się  Reine des Neiges we Francji, Snow Queen w Anglii czy White American Beauty w Stanach Zjednoczonych. Jak można przeczytać w NYT z dnia 30 czerwca 1918 roku, przewodnicząca Park Garden Club of Flushing z Nowego Jorku Mrs. A.Vivian przedstawiła rezolucję wzywającą stowarzyszenia różane i hodowców róż by zmienić niemieckojęzyczne nazwy tych kwiatów. Wprawdzie NYT w niepodpisanym odredakcyjnym artykule wyśmiewa się z tego, ale w rezultacie w USA sprzedawana była pod nazwą właśnie White American Beauty.

Najwięcej odniesień do pierwszej wojny znajdziemy w nazwach róż hodowców francuskich tak zapewne ze względu na skalę produkcji róż we Francji jak i ze względu na to, że to na jej terenie toczyły najkrwawsze zmagania wojenne. Nie ma jednakże tu martyrologi czy przejawów cierpiętnictwa. W Bagatelle jak gdyby nigdy nic odbywają się coroczne konkursy różane choć Hannibal ante portas. Bardzo mi w tym zachowaniu Francuzi przypominają Polaków. Wojna trwa a Paryż się bawi w najlepsze, taksówkarze wiozą młodzieńców na front jak na paradę czy majówkę. W parę lat potem bolszewicy pukają do bram Warszawy a kabarety warszawskie nie przerywają spektakli, Warszawa się bawi a oficerowie umawiają się co do minuty gdzie dziś zapędzą dziś bolszewika  i w związku z tym gdzie i o której godzinie odbędzie się zapowiadana partyjka brydża. Tak więc zazdroszczę francuzom, że spokojnie prowadzili swe konkursy mimo huku dział a ślad jedyny to fakt nadania jednej z laureatek konkursu imienia Ghislaine de Feligond co łączy się z pewną apokryficzną anegdotą. Francuski oficer, hrabia de Feligonde został ranny i leżał między liniami okopów gdyż z powodu ostrzału, nie można go było ewakuować. Zrobiła to pod osłoną nocy jego żona Ghislaine.

g_de_feligonde-02 fotografia pochodzi ze strony Roses anciennes en France.

Słysząc tę historię hodowca Turbat, postanowił swoją nową różę nazwać imieniem tej bohaterskiej kobiety.

Jest i druga historia związana z tą odmianą. Może mniej barwna , ale zapewne prawdziwa. Wszak ta prawdziwa Ghislaine 1914 -1994/ w czasie gdy przypisywało się jej owe bohaterskie czyny miała zaledwie dwa lata! Otóż słynny Forestier/tak, ten od Bagatelle i współtwórca słynnego konkursu różanego/ był przyjacielem hrabiego de Feligonde a Ghislaine była córką hrabiego! Dlatego też gdy Turbat zgłosił na konkurs w Bagatelle swoją nową różę dla której jeszcze nie miał nazwy – a bez nazwy nie mogła brać udziału w konkursie –  Forestier zasugerował Turbatowi by ten nadał tej róży imię córki swego przyjaciela.

Omawianie róż hodowców francuskich, poświęconych bohaterom I Wojny Światowej, rozpocznijmy od jej pierwszoplanowych postaci. Polyanthy wówczas są jednymi ze zwycięzców na rynku róż, nic więc dziwnego, że również polyanthą Lavavasseur upamiętni jednego z ojców francuskiego zwycięstwa w tej wojnie Marszałka Foch  – Marechal Foch . Marszałek Petain dłużej czekał na swoje pięć minut, ale za to ma na swoim koncie aż dwie róże, są to  mieszańce herbatnie Louisa Reymonda Marechal Petain i Josepha Savagueota La Marechale Petain.

President Poincaré, to mieszaniec herbatni w kolorze fuksji wyhodowany przez Louis Waltera w roku 1919 roku dedykowany wówczas prezydentowi Raymondowi Poincare.  To wielka i niezłomna postać. Prezydentem został w roku 1913, tuż przed wybuchem wojny, okazał niezłomną wolę zwycięstwa. Był zwolennikiem zdecydowanej polityki w stosunku do Niemiec. Bardzo wiele mu Francuzi zawdzięczają. My zresztą też, gdyż to on właśnie dekretem powołał Błękitną Armię generała Hallera. Poza samym prezydentem, który niewątpliwe wpłynął decydująco na losy tej wojny, również małżonka doczekała się uznania, tym razem ze strony Juliusa Gravereaux. Jej to bowiem poświęcił on  w roku 1919 urodziwego mieszańca herbatniego Madame Raymond Poincare .

I jeszcze wielki adwersarz polityczny  prezydenta Poincare – Georges Clemenceau , którego powołał na szefa rządu w roku 1917.  Louis Leveque  w roku  1919, wyselekcjonował z innej piękności Madame Eduard Herriot, sport którego nazwie właśnie Georges Clemenceau . Clemenceau to zaprzysięgły wróg Niemiec. W 1907 doprowadził do trójporozumienia Rosji, Wielkiej Brytanii oraz Francji. W latach 1917-1920 był premierem (w momencie, gdy bunty w armii groziły porażką w I wojnie światowej) i doprowadził Francję do zwycięstwa. Razem z Davidem Lloydem George’em i Thomasem Woodrowem Wilsonem był współtwórcą traktatu wersalskiego po zakończeniu I wojny światowej. Zajmował pozytywne stanowisko wobec polskich postulatów. Był też zwolennikiem interwencji w bolszewickiej Rosji.

Z hodowców francuskich najstraszliwszą daninę krwi zapłacił Joseph Pernet Ducher. Ten, jak go nazywano, czarodziej z Lyonu stracił na wojnie obu swych synów i im to poświęcił wyhodowane przez siebie róże. Jedna to złoto żółta pochodząca z 1920  pernetiana Souvenir de Claudius Pernet  a druga to wyhodowana w roku 1927 czerwono żółta  Souvenir de Georges Pernet. Również pernetiana. Może zastanawiać dlaczego tak późno. Otóż Georges Pernet, miał już dedykowaną sobie jeszcze w roku 1887 różową polyantę – Georges Pernet . Warto tu odnotować, że Georges Pernetowi swe róże poświęcili również  koledzy Pernet Duchera . W roku 1932  Christophe Schwartz swą złotożółtą pernetianę nazwie również Souvenir de Georges Pernet, podobnie jak w rok później Jean Marie Gaujard.

Pernet Ducher dostrzeże też wagę swoich amerykańskich sojuszników i w roku 1915  jednego ze swych czerwonych mieszańców herbatnich nazwie Admiral Ward. Piszę to jednak z pewnym wahaniem ponieważ Aron Ward, przeszedł na emeryturę w roku 1913 a później jeszcze okresowo dowodził statkiem pod znakiem Czerwonego Krzyża niosąc pomoc wszystkim potrzebującym żołnierzom niezależnie od narodowości. Wyróżnienie to spotkało go raczej z tego powodu iż przyjaźnił się z Pernet Ducherem jako wielki miłośnik róż i właściciel posiadłości o nazwie Willowmere w Roslyn na Long Island. Zresztą jeszcze wcześniej Pernet Ducher w roku 1913 właśnie Willowmere  nazwie swego, pięknego mieszańca herbatniego.

Z kolei jasno żółta pernetiana  Mme Caristie Martel  poświęcona została, również przez Pernet Duchera aktorce Karista Martel,” muza armii „, jak nazywali ją żołnierze. Karista była córką słynnego francuskiego architekta, aktorką teatru Comédie Française. W pierwszych dniach wojny aktywnie wspierała armie Francji i Belgii, oddając wszystkie zarobione na swych koncertach pieniądze cele wojny. Niestrudzenie, aby osiągnąć swój cel, występowała przed żołnierzami na froncie, w okopach i ziemiankach w izbach chorych i szpitalach. Z biegiem czasu, popularność Karisty Martel stała się tak wielka, że ​​stała się symbolem odwagi i solidarności narodu.

O ile obecność tematyki militarnej u Pernet Duchera łatwo tłumaczy się faktem, że jego synowie walczyli w szeregach armii francuskiej, to w przypadku braci Barbier nie jest to aż tak oczywiste. Być może wynika to z ogólnego zainteresowania rodziny polityką.  Alberta rozpiera energia, udziela się politycznie, zostaje radnym w swojej gminie a potem burmistrzem. Z czasem zostaje wybrany do miejscowej Conseil General zastępując tam zresztą Paula Transona i pozostaje w niej aż do śmierci  w roku 1931. Za swoje zasługi w działalności publicznej otrzymuje Legię Honorową. Dorobił się też w Orleanie nazwy ulicy – Rue Albert Barbier.W ich to twórczości znajdziemy upamiętnienie bezimiennego wysiłku żołnierskiego bardzo oryginalną różą Le Poilu / co znaczy z francuska weteran/która jest krzyżówką wichmoss i Mossu du Japon. Potem pojawiają się , La Somme, La Marne, La Champagne  i Verdun- polyanthy braci Barbie odpowiednio z  roku 1915 i 1918, upamiętniające miejsca bitew i rozległe pola bitew jak w przypadku Szampanii.

Wracając na chwilę do braci Barbiere wspomnę jeszcze o Auguste Gervais –   dziennikarzu, któremu poświęcają w roku 1916 jednego ze swych mieszańców wichury. Był to znany polityk, dziennikarz a wcześniej zawodowy żołnierz, który był żywo obecny w debatach publicznych o sprawach wojska. W podobnie luźny sposób możemy połączyć różę Sarah Bernhard z wojną. Wprawdzie ta wybitna aktorka bardzo angażowała się z pobudek patriotycznych , występowała na froncie, pojawiła się też  w produkcji  propagandowej w  kampanii wzywającej Stany Zjednoczone do przystąpienia do wojny. Otrzymała nawet Legię Honorową, jednakże jedyna róża, która została jej poświęcona w roku 1906, mieszaniec herbatni Francisa Dubreuil , jak widzimy nie miała nic wspólnego z wojną. Podobnie rzecz się ma z różą Docteur  Reymond  hodowli Louisa Mermet.

emilereymon

Ukazała się ona w roku 1907 i upamiętnia Reymonda jako słynnego chirurga i senatora. W czasie wojny stanie się on Emile Reymondem/1865-1914/, równie słynnym pilotem, prekursorem lotniczego ratownictwa medycznego. W czasie lotu zwiadowczego, poruszając się na niskim pułapie z powodu dużego zachmurzenia, zostaje postrzelony i zmuszony do lądowania. Umiera w wyniku odniesionych obrażeń.

Zwycięstwo w tych krwawych zmaganiach dość gorzkim tytułem upamiętnił Jules Gravereaux nazywając swego pięknego mieszańca herbatniego z roku 1919 La France Victorieuse . Na tym bym zakończył udział róż francuskich w zmaganiach wojennych.

Przenieśmy się powoli na inne tereny.

Oto inny słynny pilot, to Milan Rastislav  Stefanik.1880- 1919 – polityk słowacki, z wykształcenia astronom.

stefanik Foto – ms. Pomnik ten stoi w Pradze na Petrzinie, wewnątrz pięknego ogrodu różanego. Niestety,  nie ma tam róży General Stefanik.

Z chwilą wybuchu I wojny światowej wstąpił jako szeregowiec do lotnictwa armii francuskiej. Był też dowódcą armii Czeskiej na Syberii. Za bohaterskie loty zwiadowcze awansował na porucznika. Jeden z założycieli niepodległej Czechosłowacji. Zginął w katastrofie lotniczej w drodze z Włoch do kraju, gdzie miał objąć urząd ministra wojny. Jego imieniem nazwano port lotniczy koło Bratysławy Od 1928 roku na praskim wzgórzu Petřín funkcjonuje obserwatorium astronomiczne nazwane jego imieniem . Od 2004 jego imię nosi Akademia Wojskowa w Liptowskim Mikułaszu. Góra Bradlo, wznosząca się ponad miasteczkiem Brezová jest miejscem spoczynku wielkiego syna narodu słowackiego generała Milan Rastislav Štefánik. Mogiła na Bradle jest miejscem, gdzie odbywają się ogólnokrajowe słowackie uroczystości. To właśnie jemu poświęcił inny wielki Czech Jan Bohm w roku 1931, swoją przepiękną remontantkę , którą nazwie General Stefanik .

Innym przykładem  „tych wspaniałych chłopców na swych latających maszynach” jest Rosjanin Aleksander Iwanowicz Zvegincow /Александр Иванович Звегинцов – 1869-1915/.  Jest to pochodzący ze starej, rosyjskiej arystokratycznej rodziny oficer . Od pierwszych dni wojny A.S.Zvegintsov służył jako szef departamentu wywiadu w siedzibie 3. Armii, najpierw jako kapitan, a następnie a stopniu podpułkownika. 05 listopada 1915 poleciał samolotem na zwiad i nad Baranowiczami został przez Niemców zestrzelony. Tu, nas nie interesują zbytnio jego przewagi militarne a to,że w roku 1898 został wysłany na tereny Korei – de facto z misją szpiegowską. Wyprawa odnalazła tam i opisała szereg nieznanych do tej pory roślin,  między innymi i różę która od nazwiska swego znalazcy nazwana została  sweginzowii . Autorzy zachodni raczyli zupełnie zignorować i wyprzeć ten fakt. Wprawdzie przyjęli do wiadomości fakt odkrycia nowej odmiany róży,  ale o odkrywcy „zapomnieli”. Wystarczy powiedzieć, że słynny rodolog  Gianfranco Fineschi pisząc o etymologii taksonów gatunków w hodowli róż podaje następujące wyjaśnienie:” Imię tej róży sprowadzonej do Europy z Chin w 1909 roku, używane przez rosarian i hodowców prawdopodobnie odnosi się do nazwiska polskiego botanika. To trudne do wymówienia nazwisko, prawdopodobnie o zniekształconej pisowni.”

A teraz  kolej na nas. Porucznik Żwirko, róża wyhodowana w roku 1932 w Nałęczowskich Szkółkach Z.Śliwińskiego. Pierwsza odmiana róż hodowli polskiej. Była to odmiana wielkokwiatowa z rasy pernetian o pomarańczowo żółtych kwiatach Nie wiąże się ona wprawdzie bezpośrednio z I Wojną Światową, ale nie mam najmniejszej wątpliwości by ją w tym kontekście umieścić.

Żwirko, szkołę średnią ukończył w Wilnie, podczas I wojny światowej został powołany do armii rosyjskiej. Po ukończeniu szkoły oficerskiej w Irkucku, służył w piechocie, m.in. w 27 Pułku Strzelców Syberyjskich i 674 Pułku Piechoty, walcząc z Niemcami. Służbę w armii rosyjskiej zakończył w randze porucznika. W 1917 zgłosił się do tworzącego się korpusu polskiego gen. Dowbora-Muśnickiego w Rosji. Po demobilizacji korpusu w lipcu 1918 roku, wstąpił w sierpniu do rosyjskiej „białej” Armii Ochotniczej gen. Denikina, walcząc w rosyjskiej wojnie domowej. Ukończył wówczas kurs obserwatorów lotniczych. We wrześniu 1921 przedostał się przez granicę do Polski i zgłosił do służby w polskim lotnictwie. Natomiast Wigura urodził się w Warszawie 9 kwietnia 1901.W 1920, podczas wojny polsko-radzieckiej, służył ochotniczo w 8. pułku artylerii polowej. Po wojnie latał w załodze ze Żwirką jako mechanik.11 września 1932, lecąc na meeting lotniczy do Pragi, Franciszek Żwirko wraz ze Stanisławem Wigurą zginęli w katastrofie w lesie pod Cierlickiem Górnym koło Cieszyna na Śląsku Cieszyńskim.

Róża General Berthelot czerwony mieszaniec herbatni, Louisa Waltera z roku 1926, poświęcona jest pamięci niezwykle interesującej postaci. Otóż ten u nas praktycznie nieznany generał wielce zasłużył się w dziele odzyskania niepodległości przez Rumunię, Oczywiście nie czynił tego a miłości do ziemi rumuńskiej, niemniej jednak zasługi jego są niepodważalne. W dowód wdzięczności  państwo Rumuńskie zafundowało mu ogromną posiadłość którą ten z kolei przekazał na dobro armii rumuńskiej. W Rumunii jest nawet miasto jego imienia

Pozostajemy jeszcze na ziemi francuskiej, ale realia już są jak najbardziej anglosaskie, gdyż to do niej a mianowicie regionu Pikardii odnosi się  słynna piosenka „Róże Pikardii”/ Roses of Pikardy/. Słowa do tego przeboju napisał  w roku 1916 angielski poeta Frederic Weatherley, muzykę napisał Haydn Wood. Według legendy wiersz  został zainspirowany afektem poety do pewnej francuzeczki u której był kwaterował gdy to został wysłany na front we Francji, sam autor jednakże  twierdził,że treść tej piosenki to opowieść jednego z żołnierzy.  Pikardia to rejon ciężkich walk po Sommą. Kolejna legenda mówi, że Wood wraca do domu autobusem, nagle przychodzi do niego ta melodia, wysiada i na skrawku papieru, w świetle lampy ulicznej zapisuje ją. W czasie wojny sprzedaje 50 000 nut miesięcznie przynosi mu to fortunę. Po wojnie śpiewanie tej piosenki pomagało żołnierzom odzyskać mowę którą utracili w wyniku szoku bitewnego. Z punktu socjologicznego rzecz ujmując, piosenka taka musiała powstać w tej czy innej formie. Wskazują na to losy innego frontowego przeboju , tym razem z drugiej wojny – Lili Marleen.W książce „A family roses” autorstwa Sean Jennet i Sam McGredy, znajdziemy opis w jakich okolicznościach róża Lili Marleen otrzymała swoje imię: „Kordes szykował do introdukcji nową czerwoną różę, w tym czasie Pat Dickson i ja byliśmy u niego w odwiedzinach. Dołączyliśmy do rodziny Kordesa i po obiedzie, po kilku głębszych zaczęliśmy śpiewać – między innymi też piosenkę „Lili Marleen”. Wtedy zaproponowałem by tą nową różę nazwać właśnie Lili Marleen. Wszyscy zgodzili się ze mną…”.“Lili Marleen”, melancholijna piosenka o miłości żołnierskiej, powstała w Niemczech w czasach, gdy wszystko, co nosiło znak niemiecki, bywało przyjmowane w najlepszym razie z rezerwą. Ale podbiła serca także żołnierzy alianckich i była śpiewana po obu stronach frontów II wojny. Popularna jest do dziś. Wspaniałą klamrę do naszych rozważań przygotował David Austin, który do swojej kolekcji English Roses postanowił dołączyć niezwykle oryginalną czerwoną różę w typie dzikich róż a nazwał ją właśnie Rose of Picardy . Trudno o lepszy przykład żywotności tradycji.

A teraz poruszać się będziemy w kręgu hodowców anglosaskich,  których w tej tematyce praktycznie zdominował Alexander DicksonII – i   przejdziemy do dziwnych przypadków innego poety z tamtej strony kanału. Mam tu na myśli poetę piszącego w gaelickim tj. Donalda MacDonalda, znanego jako Domhnall Ruadh Chorùna. Onże, podobnie jak wcześniej opisywany  autor Róż Pikardii Frederic Weatherley, rzucony został przez los na pola bitwy pod Sommą. Miał jednakże znacznie mniej szczęścia i został poważnie ranny. Te przeżycia pozwoliły mu napisać swój najlepszy wiersz/piosenkę/ noszący tytuł  „White Swan”. Jego dalsze życie po powrocie z frontu nie było łatwe, ale to temat na inne opowiadanie. Właśnie jego pamięć zaklął w róży Alexander Dickson II poświęcając mu liliowo różowego mieszańca herbatniego, którego wyhodował w 1916 roku, a którego nazwał Donald MacDonald.

 W dwa lata później, w roku 1918, A. Dickson wyhodował mieszańca herbatniego, którego nazwał Cleveland . To właśnie z tego amerykańskiego miasta pochodził pierwszy batalion medyczny, jaki pojawił się w czasie walk we Francji Wspomnijmy jeszcze, że organizacją tego batalionu zajął się utalentowany chirurg pochodzący również z  Cleveland – George Crile. To on uznawany jest za pierwszego chirurga, który z sukcesem zastosował bezpośrednią transfuzję krwi. Wykorzystując zdobytą sławę , po powrocie z wojny, założył właśnie w Cleveland słynną klinikę.

Jak gdyby kontynuując wątek medyczny wymieńmy różę Queen Alexandra.  Nazwa ta pojawia się wśród hodowców angielskich aż czterokrotnie, jako – multiflora Veitch, rok 1901, mieszaniec herbatni A. Dickson rok 1909, mieszaniec piżmowy Pembertona, rok 1915,oraz pernetiana McGredy , rok 1918. Trudno dziś rozsądzić jakie intencje im przyświecały. Czy chodziło im o upamiętnienie postaci królowej/wszak już tylko to  jest wystarczającym pretekstem/ czy też mieli na myśli z pewnością dzieło jej życia jakim była    Queen Alexandra’s Imperial Military Nursing Service  w skrócie QAIMNS . Bardzo ciężko jest opisać w kilku zdaniach jej znaczenie. Jej początki sięgają wojny krymskiej  / 1853-1956/.

Róża  Miss Edith Cavell , to polyantha, wyselekcjonowana w firmie de Ruiter w roku 1917, jedna z najlepszych polyanth jakie wyhodowano. Kwiaty w kolorze szkarłatnym do szkarłatno czerwonego o lekkim zapachu. Zakwita, ogromnymi stożkowatej budowy kiściami małych, o średnicy 2-3cm kwiatuszków. Kwitnie cały sezon.Delikatnie pachnie. Ponieważ polyanthy są mistrzyniami świata jeżeli chodzi o wydawanie sportów, a któżby bardziej niż firma Ruiter zdawał sobie z tego sprawę, rozpoczął się tam dość niecodzienny wyścig. Nie było wszak pewności czy ktoś inny nie znajdzie równie atrakcyjną mutację. Zdając sobie sprawę z potencjału marketingowego nazwy, w ciągu   półtora roku firma wypuściła na rynek 80 tysięcy sadzonek. A wtedy jeszcze nie znano mikrorozmnażania! Zdarzenie to opisuje Jack Harkness w swojej książce Roses z roku 1978. Tą wspaniałą różą firma de Ruiter upamiętniła Miss Edith Cavell – brytyjską pielęgniarkę, którą w czasie I Wojny Światowej  w roku 1915 , niemcy aresztowali  jako szpiega za pomoc w ucieczce jeńców wojennych. Mimo interwencji dyplomatycznych została rozstrzelana przez nich jako szpieg w roku 1915. Dziś pamięć jej zachowuje pomnik w Londynie, szczyt górski w Kanadzie, szpital w Brukseli i samotny krzew róży jej imienia w kaplicy pamięci pielęgniarek w Christchurch  w Nowej Zelandii. Spotkamy się jeszcze jedną różą nawiązującą do tej szlachetnej i tragicznej postaci, żółtym mieszańcem herbatnim z firmy braci Chaplin z 1918 roku.

Niezmordowany Alexander Dickson daje nam jeszcze w 1916 roku  czerwonego – jakże by inaczej -  mieszańca herbatniego Red Cross. Z dzisiejszego punktu widzenia i stanu wiedzy, chyba nie ma potrzeby bliżej opisywać roli i znaczenia Czerwonego Krzyża, zwłaszcza w czasie wojny.Dodajmy może tylko ,że o od początku wojny brytyjski Czerwony Krzyż podjął współpracę z Zakonem Świętego Jana, zakonem szpitalników/ Zakon Maltański/.

Lord Kitchener czyli Marszałek Horatio Kitchener to sławna i niezwykle popularna w Anglii postać , zresztą do dziś. Róża, jaką mu dedykował Aleksander Dickson II w roku 1917, nazywa się Kitchener of Khartoum i nawiązuje do pierwszego epizodu bitewnego, jaki rozsławił jego postać a mianowicie rozgromienia rebelii mahdystów w Sudanie. Nie rozwodząc się zbyt szeroko nad tą postacią chciałem jeszcze zwrócić uwagę na ogromny sukces kampanii , której dał twarz.  „Britons needs You” która zachęcała do zaciągania się do wojska  w czasie wojny. Będąc cały czas aktywny, 05 czerwca 1916 Kitchener popłynął z wizytą do Rosji na krążowniku „Hampshire”. Statek uderzył w minę  w nocy z 28 na 29 maja. Wybuch zabił prawie wszystkich na pokładzie,  12 osób zostało uratowanych. Wśród zabitych był Kitchener i jego  długoletni  współpracownik   , wielki miłośnik róż,  pułkownik Oswald Fitzgerald. Aleksander Dickson i na jego cześć i nazwał jedną ze swoich róż -  Colonel Oswald Fitzgerald . Dla porządku dodajmy, że Kitchenerowi różę Lord Kitchener dedykowała również firma Chaplin Bros.

Przegląd róż hodowców angielskich, których nazwy pośrednio bądź bezpośrednio nawiązują do wojny zakończę pomarańczowo różowym  sportem od Madame Eduard Herriot, którego hodowca , Edward Ted Smith nazwał Cambrai Obok tego francuskiego miasta miała miejsce bitwa stoczona w dniach 8-10 października 1918 pomiędzy siłami brytyjskimi, wspartymi oddziałami z Kanady i Nowej Zelandii, a wojskami Cesarstwa Niemieckiego.W bitwie na dużą skalę wzięły udział czołgi. Wypróbowano także nowoczesne formy taktyczne, które doprowadziły do szybkiego zwycięstwa nad stroną niemiecką oraz zredukowania liczby ofiar.

Jeżeli już mam pisać o różach poświęconych niemieckim personom w jakiś sposób powiązanych z wojną , to zacznę od niewątpliwie pozytywnej i szlachetnej postaci jaką niewątpliwie była Generałowa Hertha Isenbart. Była ona, co jest ważne dla  zrozumienia dalszych wydarzeń, żydówką. Natomiast  Generał  Wilhelm Isenbart Szkotem. Gdy owdowiał postanowił ożenić się po raz drugi, ale niemiecki kodeks honorowy nie dopuszczał  ożenku z żydówką. W związku z tym zadurzony generał przechodzi w stan spoczynku. Niespodziewanie zmarł był w roku 1908. Wdowa, zapewne też zakochana, postanowiła uwiecznić pamięć św. pamięci małżonka budując dom wypoczynkowy dla wyższych oficerów. Pierwszy powstał w okolicach Szwarcwaldu gdzie w roku 1911 nabyła od miasta Buhl ogromny spłacheć lasu. Niebawem zmarła   nie ukończywszy ambitnej inwestycji, a niemiecki rosarianin Peter Lambert postanowił poświęcić jej pamięci wyhodowanego w 1915 roku czerwonego mieszańca herbatniego nazywając go Generalin Isenbart.

O innych postaciach niemieckiej strony wojny w zasadzie nie mam ochoty pisać. Ograniczę się więc do jedynie  do  Paula von Hindenburga gdyż los jego bardzo blisko splata się z naszymi losami. Poświęcono jemu aż cztery róże: Kiese w roku 1916  purpurowego mieszańca herbatniego którego nazwie po prostu Hindenburg, Bom polyanthę Prasident Hindenburg, oraz Peter Lambert dwie róże – w roku 1915 jako generałowi różowego  mieszańca herbatniego którego nazwie Generaloberst von  Hindenburg i jako prezydentowi w roku 1933 mieszańca herbatniego Reichspresident von Hindenburg .Pozwolę sobie skreślić  kilka słów o tej postaci. Urodził się w roku 1847 w Poznaniu. Jego udział w pierwszej wojnie skwituję tym, że otrzymał za udział w niej Krzyż Rycerski. Mimo swych poglądów monarchistycznych wystartował w wyborach na prezydenta w roku 1925 i wygrał je. Jednak co ciekawe wygrał również drugie wybory w roku 1932 w których pokonał Adolfa Hitlera. Po śmierci pochowano go na terenie Tannenberg Denkmal, pomnika na cześć zwycięskiej bitwy pod Tannenbergiem w 1914 roku (dzisiejszy Stębark), zwanego od tego czasu Mauzoleum Hindenburga, znajdującego się w miejscowości Sudwa pod Olsztynkiem. Jako ciekawostkę dodam jeszcze , że w roku 1915, ówczesną wieś Zabrze przemianowano na Hindenburg.

Wspomnijmy  jeszcze o róży  General Oberst von Kluck – to czerwony mieszaniec herbatni Petera Lamberta z roku 1917 . Aleksander von Kluck/ 1846- 1934/ niemiecki generał, wsławił się podczas bitwy pod Marną. Admirałowi Tirpizowi poświęcił Kiese białego mieszańca Admiral Tirpitz .

Wątek amerykański pozwolę sobie skwitować tylko jednym przykładem – różą General John Pershing , jest to różowy mieszaniec róży wichury wyhodowany przez mało znanego rosarianina Frederica Undritza w roku 1917. Generał John Joseph Pershing właśnie w roku 1917 objął funkcję głównodowodzącego korpusu ekspedycyjnego we Francji więc nie jestem przekonany czy hodowca poświęcił mu róże właśnie z tego powodu czy też za zasługi przeszłe , które zresztą były niemałe.

Do tej pory prawie nic nie napisałem/ poza r. sweginzownii/ o Rosyjskich bohaterach I Wojny Światowej, no ale też trudno wymagać by hodowcy francuscy czy angielski przydawali różom imiona rosyjskie gdy to swoich bohaterów mieli obfitość. Rosjanie natomiast w hodowli róż w tym czasie słabowali a później to tylko krasnyje zwiezdy mieli w głowie.

Grand Duchess Victoria Melita – mieszaniec herbatni Petera Lamberta z roku 1897.

Oueen Olga of Greece – noisette Williama Paula z roku 1899

Grossherzogin Alexandra – mieszaniec herbatni – Otta Jacobs, rok 1904

Grand Duc  Michel Alexandrovitsch – Louis Leveque , rok 1893

Grande Duchess Anastasie – Gilbert Nabonand- ro 1898.

I wiele , wiele innych.

Jak widzimy mnóstwo rosyjskich postaci otrzymało głównie od  hodowców francuskich i niemieckich róże, ale nie miało to żadnego związku z wojną. Na przykład   Wielka Księżna Anastazja,  mimo wielkich jej zasług, a spędziła lata wojny w hotelu Savoy w Lozannie, oddając swoją willę w Cannes na szpital dla rannych funkcjonariuszy Rosyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego we Francji. To jednakże różę łososiowo różową  herbatnią Grande Duchess Anastasie Gilbert Nabonand poświęcił jej w roku 1898, bo ogólnie rzecz biorąc lubił arystokrację rosyjską/ a może tylko jej pieniądze/. Nie dla jej zasług późniejszych.

Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na dwie róże poświęcone  sojuszowi francusko rosyjskiemu z roku 1892, który stał się przyczyną ogólnego wzmożenia ciepłych uczuć ze strony Francuzów a skierowanych do Rosji. Wszak ta porzuciła swego historycznego sojusznika jakim byli Niemcy. Będą to róże Aliance Franco Russe  żółta róża herbatnia hodowli Goinarda z roku 1899,  oraz omawiana przezemnie w innym miejscu France et Russie  nieistniejący  już  mieszaniec herbatni hodowli Begault- Pigne , również z roku 1899. Do tej samej serii zdarzeń poprzedzających wybuch wojny należy z pewnością  sojusz z Anglią który otrzyma  niezwykle barwną nazwę  Entente Cordiale , świetnie nadającą się na imię dla róży czego nie omieszkali wykorzystać tak Pierre Guillot jak i Pernet Ducher.

Pierwsza wojna światowa zakończyła się w 1918 roku, podpisaniem rozejmu w Compiegne  11 listopada. Wydarzenie zechciał upamiętnić pastor Joseph Pemberton, nazywając swego świeżego mieszańca piżmowego z roku 1918 dumną i pełną nadziei nazwą PAX. Jest też inna różą o podobnej nazwie Pax Labor. Jest to złoto żółta pernetiana wyhodowana przez Chambarda w roku 1918. Taki sam napis znajdzie się później na wzniesionym w d’Arcachon roku 1922  autorstwa Alexandre Maspoli. Upamiętnia on bezimiennych , cichych bohaterów tej strasznej zawieruchy. Na monumencie tym znajdzie się napis  PAX – LABOR    POUR LE DROIT – POUR LA PAIX . Te nieme protesty zwykłych pracujących ludzi, jakimi niewątpliwie byli wymienieni w tym artykule rosarianie – nic nie dały. Nie minęło 30 lat i kolejni rosarianie mogli nazywać swoje róże imionami bohaterów tyle, że  II wojny światowej a   Meilland miał okazję nadać swej wielkiej róży imię PAX. Tyle tylko , że po angielsku – Peace. O bohaterach II wojny/ mam nadzieję/ napiszę nieco później.

Zamiast zakończenia, jako pewien rodzaj pointy chciałbym o  jeszcze jednej róży powiedzieć. Mam tu na myśli mieszańca herbatniego Ludwika Waltera z roku 1926 – General Vaulgrenand . Albert Péting de Vaulgrenant (1872-1947) kawaler Legii Honorowej za udział w pierwszej wojnie. We wniosku o to odznaczenie możemy przeczytać:”A w szczególności, w dniach 6 i 7 października 1915 roku, poprowadził swój batalion do ataku, w najbardziej niebezpiecznych warunkach z odwagą ducha i w absolutnej pogardzie dla niebezpieczeństwa, które zasługują na podziw ” . Jednakże róża ta przeszła do historii z  jako Rose de la Ligne Maginot. A oto cała historia.
Kto mógł przypuszczać, że setki róże kwitły w koszarach, a nawet na szczycie niektórych umocnień Linii Maginota? Cóż, nie jest to legenda, historia tego zdarzenia, o którym teraz chcę opowiedzieć, rozpoczęła się w 1938 roku w Lotaryngii w Vittonville w pobliżu Pont a Mousson: W piękny wieczór w 1938 roku w małej miejscowości Lorraine, na prawym brzegu Mozeli, Jean Paquel, tamtejszy bisnesmen, wydał przyjęcie na zamku Vittonville . Siedziano sobie na tarasie z widokiem na meandrującą rzekę i tysiące róż w parku wdychając aromatyczne, ciepłe powietrze zmierzchu. Pan Paquel był namiętnym zwolennikiem róż.  W rozmowie uczestniczył generał Giraud, ówczesny gubernator wojskowy  Mówił o Linii Maginota, i koszarach, gdzie żołnierze czuwając, ziewają z  nudów. Koszary są w otoczeniu przyrody , brak barów, kina, nie,  nie ma dziewczyn tylko śpiew ptaków. Morale było niskie  jak budżety i wojskowe.  Gdybyśmy mogli uczynić to otoczenie bardziej atrakcyjnym, powiedział Giraud, bardziej miłe dla oka … Jean Paquel zażartował: Sadźmy więc róże. To nie tylko piękna legenda ale i piękno kwiat a jakie ma ciernie, jak drut kolczasty!   Dla Giraud to nie był żart: – Doskonały pomysł, chcesz spróbować?  Jean Paquel waha się jedną sekundę i zgadza się   Róża, królowa kwiatów, najpiękniejsza aby oddać hołd tym, którzy zapewniają opiekę nad najpiękniejszym ogrodem Francji.  Tak właśnie  narodził się pomysł z  różami na linii Maginota, który szybko stał się symbolem  wsparcia przez społeczność ogrodników, tych którzy stali na straży bezpieczeństwa Francji.  Potem przyszedł czas wyboru odmian. Plantatorzy zwietrzyli a tej akcji doskonałą okazję reklamy i promocji swoich produktów.  To było normalne, że kreacja Louis Waltera, założyciela Ogrodu Różanego Saverne w Alzacji i Lotaryngii Towarzystwa Przyjaciół Saverne Roses i dziekana francuskich hybrydyzerów znalazła swoje miejsce na linii Maginota.
Wśród jego wielu odmian  róża General Vaulgrenant  została wybrana do sadzenia pierwsza i jako jedyna, stała się  oficjalną twarzą akcji uzyskując etykietę:”La rose dela ligne Maginot” Ofiar na ten cel od całego społeczeństwa było tak wiele, że niezbędne stały się  formalne ramy dla tej akcji W ten sposób rodzi się, ponownie dzięki M.Paquel, filantropijne Stowarzyszenie Rose Maginot,  . W Lotaryngii organizują się lokalne komitety a generał Vaulgrenant staje czele akcji. Jesienią 1938 roku rosło już 10 000 krzewów róż i innych krzewów ozdobnych.

Cała ta historia stała się głośna  i w Polsce. Donosił o niej krakowski dziennik. Ale nie tylko pisano. Pomiędzy Kościelną Wsią a kaliskim Szczypiornem jest 19, pochodzących z 1939 roku, bunkrów. Nie ma ich na mapach. Ile ich było naprawdę – nikt nie wie. Stanowiły linię obrony przed spodziewanym natarciem niemieckim.A pomiędzy nimi rosły krzewy dzikich róż. Dziś większość tych zabytkowych budynków  zwanych jako kaliska lina maginota niszczeje.

 

Napisz komentarz