O pożytkach – wątpliwych – z braku zimy 2015

Jest wiosna 2015 – zimy praktycznie nie było. W związku z tym pędy mojego egzemplarza Pauls Scarlet Climber,  przyciąłem minimalnie. I to był błąd. Pąków kwiatowych założyło się na nich jak na lekarstwo a ponadto na pierwszych liściach, już około 20 maja widać było znaki porażenia czarną plamistością.  Również Alchymist źle zareagował na brak zimy i jego kwitnienie w tym roku zapowiada się bardzo skromnie. Tak Paul’s Scarlet Climber jak i Alchymist to to wprawdzie dalekie  – ale jednak – kuzynki róży wichury a ta jak wiemy potrzebuje dla dobrego rozwoju zimowego przechłodzenia. Do skoczków różanych na wiosnę już prawie przywykłem i przestałem się nimi irytować, ale nieprawdopodobna inwazja mszycy przeraziła mnie. Opryski środkami kontaktowymi o krótkiej karencji przy takim nasileniu szkodników są nieefektywne. Ich częstotliwość szkodziła głównie mnie samemu. Nie było wyjścia, musiałem więc sięgnąć po preparaty systemiczne. W końcu cenię siebie nieco wyżej niż biedronki. Kolejna zmora to przezierniki. Tu, to już tylko bezsilnie się przyglądam jak spustoszenia postępują. Może ktoś wie jak ten problem rozwiązać? Proszę o uwagi.

Ta krótka notatka nie służy temu by żale swoje przelać na e papier – mam nadzieją, że będzie pretekstem do  krótkiej wymiany rad poglądów. Wszak do łagodnych zim , też musimy się jakoś przygotować i nauczyć z tym żyć. Ja, w tym roku przykładowo, pierwszy oprysk/prewencyjny/ wykonałem dwa tygodnie wcześniej niż zwykłem to czynić.

4 komentarzy do “O pożytkach – wątpliwych – z braku zimy 2015”

  1. Jacek Kondratowicz napisał:

    Swojego Paula Scarleta nie przycinalem wiosna jak zwykle. Robie to zawsze późnym latem ale to symbolicznie raczej. Nie obawiam sie „gołego” dołu bo długie pędy od ciężaru kwiatów i tak pochylą sie w łuki zakrywając cały środek krzewu,tworząc kopułę. Nie wiem czy przechłodzenie ma wpływ na ilość kwiatów. A moze to kwestia podkładki i cięcia? Piszę tak bo u siebie nie widze powiązania. Równiez i w centrum zimy nie było a krzew zawiązał kilkaset pąków. Chyba nawet więcej niż w ubiegłym roku. Co do szkodników to nie bawie się w ekologa. W końcu róże uprawiam dla mnie a nie na ucieche robactwu. Przezierników tu nie zauważyłem ale te same szkody robi bruzdownica pędówka. Około 15 maja oprysk systemiczny,powtórka w końcu miesiąca. Nawet jak coś zdąży się wyląc i zacznie konsumpcje pędów to zdechnie. Moze to i nie eko ale bardzo skuteczne,gwarantuję. Można też i likwidować porażone czubki pędów ale pod warunkiem że krzaczek nieduży. Prawdopodobnie to towarzystwo zimuje później w pobliżu krzewu,więc jak kiedyś robiono tak i teraz można jesienia przekopać ziemię z gaszonym wapnem. Na temat Alchymista mądrzył sie nie bede bo mam dopiero od marca ale wygląda na to ze dobrze sie zaprezentował na początek.

  2. Kozak napisał:

    Miodla indyjska (czy ktoś to zna?) preparat ekologiczny, który zastosowałam wiosną pod róże w moim ogrodzie. Ma min działalność anty-grzybową i wspomaga pobieranie mikroelementów. Interesuje mnie przede wszystkim jak poradzi sobie z czarną plamistością – o czym na pewno poinformuje

  3. Maria Nowaczyk napisał:

    Z przykrością popieram pogląd p. Kondratowicza w kwestii nieekologicznego podejścia do bruzdownicy. Zdusiłam w sobie miłosierdzie i potraktowałam dodatkowo Kohinorem podłoże. Pierwsze podlewanie zastosowałam ok 20 kwietnia, na całą rabatę, drugie, bardziej wybiórcze, po 3 tygodniach. Odpukać, po dwóch latach walki mały sukces. Za to dwa pączki podżarło mi coś nieznanego, z podobnym skutkiem, tj. młody pączek zwiesił łepek ale nie było widać kanalika. Pierwsze delikatne objawy plamistości juz się pojawiają, na razie obrywam małe listki i przedwczoraj zrobiłam oprysk, głównie ze względu na silny atak mączniaka na pnącej róży bardzo starej odmiany (od kilkudziesięciu lat w rodzinie, kolejne pokolenie odsadzonkowane, ten egzemplarz ma ok. 12 lat). Pryskałam Falkonem, na mączniaka podziałał rewelacyjnie, z lenistwa użyłam jednego środka. U nas od trzech tygodni nie pada, jest sucho i na ogół zimno. Pierwszy raz róże w ogóle nie przemarzły i pożałowałam ciecia angielkom i róży L.Lucia. Przeważnie trzeba je było ciąć do granicy śniegu i pierwszy raz mam róże wysokie na ponad metr w maju. Będę obserwować kwitnienie, bo róże hoduję od kilku lat i to będzie nowe doświadczenie z małym cięciem. Mszyca jest umiarkowana, tylko parę egzemplarzy ( na ok.40) miało lokatorów, pryskam wybiórczo systemicznym. Za to tragicznie zeżarło wiciokrzew.

  4. Katarzyna Dmowska-Ozdowska napisał:

    Bruzdownicy u siebie nie zauważyłam. Za to mszyce i skoczek w tym roku szaleją. Cały ogród potraktowałam Teppeki. To drugi oprysk, bo wcześniejszy innym środkiem nie zadziałał.
    Mam Alchymista już 7 sezon i nigdy mnie nie zawiódł jeśli chodzi o kwitnienie. Nie miał też nigdy czarnej plamistości, ani mączniaka.

Napisz komentarz