Róże poświęcone prezydentom Stanów Zjednoczonych i ich małżonkom
Zacznijmy od odmiany President Herbert Hoover. – na fotografii obok. Płatki tej pięknej róży układają się w pomarańczowo , różowo, żółty wir, który przyprawia nas o kolorowy zawrót głowy. Ten pachnący mieszaniec herbatni doskonale odzwierciedlał pogodny nastrój Herberta Clarka Hoovera, który poprowadził do zwycięstwa Partię Republikańską miażdżąc po drodze przeciwników jak walec w wyborach 1928. Również róża jego imienia zdobyła złoty medal na Nowojorskim wiosennym Międzynarodowym Flower Show w rok później. Komercyjny sukces tej odmiany, wydawał się zapewniony tak jak obiecywany przez Hoovera kurczak w każdym garnku i samochód w każdym garażu.
Niestety krach na Wall Street w roku 1929 i fatalny klimat konsumpcyjny wówczas panujący nie sprzyjał różom. Popularność prezydenta Hoovera zwiędła jak róże ścięte silnym mrozem. Również sukcesu w sprzedaży róży nie było i wypadła z rynku podobnie jak Hoover z polityki, który został zastąpiony przez Franklina Delano Roosevelta po wyborach roku 1932.Gene Boerner później,regularnie ostrzegał kolegów by nie lokowali pochopnie swych nadziei na marnych lokatach polityków.
Znana nowojorska rosarianka Lily Shohan, opowiada jak jej babcia Elizabeth Bogen, samotna i jedyna republikanka w demokratycznej rodzinie, gdy tylko pojawiły się róże President Herbert Hoover, posadziła solidną rabatę złożoną z róż tej odmiany i oczywiście nie omieszkała umieścić dobrze widocznej etykietki informującej spacerowiczów co zacz oglądają. Było to powodem nieustającej irytacji członków rodziny. Niestety zawitał kryzys, babcia nie mogła ignorować uwag demokratów, ale nie miała też zamiaru wykopywać tych róż , które zresztą bardzo lubiła. Znalazła więc salomonowe rozwiązanie. Zmieniła etykietkę. Teraz róże teraz nazywały się nie „President Herbert Hoover” , tylko „Franklin D. Roosvelt„.
Zresztą Roosevelt miał więcej szczęścia do róż. Już w roku 1932 pojawiła się róża Martina Amlinga o nazwie Happy Days, nawiązująca nazwą do tytułu piosenki która była mottem kampanii Roosevelta – „Happy Days Are Here Again” – niestety odmiana ta nie przetrwała. W roku 1933 Reynolds wyhodował pomarańczowo czerwoną President Franklin D. Roosevelt i jeszcze w tym samym roku Schenck wypuścił ciemnożółtą Mrs. Franklin D. Roosevelt. Na prawdziwie piękną różę poświęconą Rooseveltowi, jego zwolennicy musieli poczekać do roku 1939, gdy to z okazji powtórnego wyboru , McClung wypuścił w roku 1939 czerwonego mieszańca herbatniego o nazwie Franklin Delano Rosevelt. Nawiasem mówiąc, Rooswelt w niderlandzkim oznacza pole róż a w herbie Roosveltowie mają też trzy róże.
Kiedy Rooseveltowie zlecili nowy wystrój White House , do pokoju chińskiego, zastosowali te róże z herbu do każdego elementu wystroju. W 1945 roku, na życzenie Franklina Roosvelta, został on pochowany w ogrodzie różanym w rodzinnym majątku w Hyde Parku w Nowym Jorku, gdzie później pochowano też Eleanor i ich szkockiego teriera – imieniem Fala .
Co najmniej niegrzecznością byłoby nie wspomnieć o Theodore Roosevelt/1858 – 1919/ , dwudziestym szóstym prezydencie USA. Firma Dingee & Conard zadedykowała mu prześlicznego, różowego mieszańca herbatniego w starym stylu.
ilustracja pochodzi z katalogu Dingee & Conard .Firma sprzedawała ją na prawach wyłączności co zapewne nie pomogło tej odmianie i dziś z przykrością musimy uznać ją za utraconą. Rosarianie nie zapomnieli również o jego drugiej żonie Edith. Gdy amerykański hodowca Gurney Hill wyhodował pięknego mieszańca herbatniego będącego siewką La France – nazwał go Mrs Theodore Roosevelt. Niestety, odmiana ta najprawdopodobniej również została utracona.
Tu, na chromolitografii z Rosen Zeitung.
Pierwszemu prezydentowi USA niektórzy przypisują wyhodowanie róży którą nazwał imieniem swojej matki, Mary Washington. ale to opowieść apokryficzna bowiem róże noisette / a róża Mary Washington jest noisetką/ powstaną nieco później. On sam długo czekał na różę swego imienia aż do 1855, kiedy to hodowca z Waszyngtonu, Charles G. Page swego szkarłatnego mieszańca herbatniego nazwał ‚General Washington „. Pięć lat później dołączył do niego francuski hodowca Louis Granger z remontantką ”General Waszyngton„, również czerwono wiśniową.
Natomiast brak jest róży na cześć George’a jako prezydenta - lub jego kolegów, również entuzjastów ogrodów – tj Thomasa Jeffersona, John Quincy Adamsa, czy Andrew Jacksona i Martin Van Burena. Może to być wynikiem ostrożności amerykańskich rosarian którzy szczególnie we wczesnym okresie państwowości starają się nie małpować europejskich zwyczajów, gdy to nadawano nazwy różom po różnych miejscowych tyranach, którzy chętnie przyjmowali tego rodzaju hołdy.
Abraham Lincoln był pierwszym lokatorem Białego Domu, którego imieniem została nazwana róża. „Prezydent Lincoln”, to czerwona remontantka Louisa Grangera, tego samego francuskiego hodowcy, który wyprodukował „General Washington. Ukazała się ona w roku 1863, krótko po tym jak Lincoln wydał proklamację emancypacji. Zabójstwo prezydenta dwa lata później, sprokurowało trzy panegiryki różane, wszystkie z Francji (wówczas Francuzi byli wiodącym dostawcą róż sprzedawanych w Stanach Zjednoczonych): tj. ”Abraham Lincoln”, „Souvenir de Abraham Lincoln” i „Souvenir du President Lincoln”. Wreszcie w roku 1965 , w stulecie mordu na Lincolnie otrzymujemy wspaniałą ciemno czerwoną różę, jedną z najlepszych, mieszańca herbatniego wyhodowana przez spółkę Swim & Weeks tj. Mister Lincoln .
Dopiero w roku 1900 pojawi się kolejna róża poświęcona prezydentowi, remontantka „President McKinley„, na cześć amerykańskiego prezydenta. Niestety, stała się ona niezamierzonym pomnikiem , gdyż rok później McKinley zostaje zastrzelony przez anarchistę. Biorąc pod uwagę ten ponury rekord, niektórzy mogli się obawiać, że poświęcenie róży kolejnemu prezydentowi może tylko przynieść mu pecha. I to być może wyjaśnia, dlaczego nie honoruje się różą prezydenta Theodore Roosevelta, następcy McKinley’a.
w 1908 roku gdy został wybrany na prezydenta William Howard Taft, to natychmiast doczekał się dwu róż. Mieszańca herbatniego Roberta Turke President Taft i również mieszańca herbatniego President W. H. Taft McCullogha.
Tu, widzimy róże poświęcone żonie prezydenta, na pierwszej fotografii Madame Taft , natomiast na drugiej pięknego mieszańca herbatniego Pernet Duchera o nazwie Mrs. William Howard Taft, bardziej znanego jako Antoine Rivoire .
Współcześni hodowcy nie pomijają już żadnej okazji. Praktycznie każdy z urzędujących prezydentów znajdzie coś dla siebie. Odnotujmy też , że podobnież pojawiła się też na bardzo krótko róża ” Richard Nixon ” która to rzekomo spadła z katalogów w czasie gdy to wybuchł skandal Watergate, ale odmiana Pat Nixon dobrze się ma po dzień dzisiejszy.
W roku 1965 Eugene Boerner, mimo, że wcześniej uprzedzał swoich kolegów by nie inwestowali zbytnio w politykę nie ustrzegł się od uhonorowania jednej ze swych białych róż imieniem Kennedy’ego. Różnie ją potem nazywali, a biały kolor dla niej wybrała sama Jacqueline. Dziś nie zobaczymy tej róży w ogrodzie różanym Białego Domu, ale nie ma to nic wspólnego z polityką. Po prostu odmiana ta okazała się niezbyt wytrzymała na mróz i regularność kwitnienia też pozostawiała wiele do życzenia. Na marginesie dodajmy, że pierwszy ogród różany przy Białym Domu powstał w roku 1913 a stworzyła go Lady Ellen Axson Willson przy pomocy architekta krajobrazu George Burnapa , który wprowadził do formalnych sztywnych założeń wiele rozwiązań nieformalnych. Układ ten przetrwał do roku 1961 kiedy to Kennedy zmniejszył ogród różany powiększając powierzchnie trawnika. Tak, że dziś rośnie tam niewiele róż.
W roku 2005 Keith Zary uhonorował różą tak Nancy Reagan – mieszaniec herbatni Nancy Reagan, jak i prezydenta Ronalda – również mieszaniec herbatni Ronald Reagan. A Harmon Saville uhonorował różą Jelly Bean nawet słynne żelki , które Ronald Reagan miał zawsze na swoim biurku. Zwykł o nich mawiać , że wiele mógł powiedzieć o charakterze gościa po sposobie jedzenia owych cukiereczków. Na początku listopada 1986 roku Prezydent Ronald Reagan , na trawniku ogrodu różanego Białego Domu ogłosił różę Narodowym Kwiatowym Godłem Stanów Zjednoczonych/ National Floral Emblem/. Amerykanie zawsze kochali kwiaty, którymi Bóg dekoruje naszą Ziemię. — powiedział prezydent Reagan w krótkim, pełnym emocji przemówieniu i powiązał różę z jej przeszłością i przyszłością.
Osobnym rozdziałem są róże poświęcone pierwszym damom. Na początku była to prosta sprawa, ale na przełomie XX wieku pojawiły się problemy marketingowe i użycie imienia pierwszej damy zostało uwarunkowane uprzednią na to zgodą, ale i tak oprócz tych wymienionych wcześniej mamy : Madame Taft „,” Mrs. Warren G. Harding ‚,’ Mrs. Calvin Coolidge „,” Mrs Herbert Hoover ” , ” First Lady ” (dyskretny ukłon w stronę Jacqueline Kennedy z 1961 roku, ’ Lady Bird Johnson* – róża ta została osobiście wybrana przez Pierwszą Damnę z 1971 roku i Lady Bird ;” Rosalyn Carter ” , ” First Lady Nancy „i” Nancy Reagan ” ( jej mąż ogłosił róże narodowy kwiatem USA w 1986 pomimo heroicznego lobbingu przez Society of America Marigold ) oraz ” Hillary First Lady ” . Z wielkich nieobecnych wymieńmy Lady Ellen Willson, która stworzyła ogród różany w Białym Domu/haniebne niedopatrzenie/, oraz drugą żonę Willsona Edith, która z kolei nie interesowała się ogrodnictwem i była bardziej zaangażowana w politykę, Bess Truman, oraz Mamie Eisenhower, która róż raczej nie lubiła preferując gardenie, azalie i mieczyki. Zupełnie inaczej niż Ike Eisenhower, który wolał róże a zwłaszcza żółte. Zapewne dlatego w roku 1953 Joseph Hill nazwał jego imieniem swojego czerwonego mieszańca herbatniego President Eisenhower. Swoich róż doczekały się obie panie Bush. Barbarę upamiętnia łososiowo różowy mieszaniec herbatni Williama Warrinera, natomiast Laurę pomarańczowa floribunda Keitha Zary. Z róż poświęconych Paniom wymieńmy jeszcze wyjątkową, bardzo odporną różę Betty Ford . Dochód ze sprzedaży tej odmiany zasila fundusz walki z rakiem piersi.
Aktualnie, państwo prezydentostwo Obama, jeszcze nie doczekali się róży ich imienia.
Artykuł ten powstał po luźnym tłumaczeniu jednego z rozdziałów książki Douglasa Brennera i Stephena Scaniello ” A Rose by Any Name” zatytułowanego President Herbert Hoover – strony 210 – 216. Z artykułu tego usunąłem fragmenty mogące być dla naszych czytelników nieczytelnymi a uzupełniłem – moim zdaniem – istotnymi informacjami.
Do czytelnika. Zapewne nie wszystko ująłem, mogą też pojawić się przykre nieścisłości, dlatego bardzo proszę o komentarze.
* Mały komentarz do róży Lady Bird Johnson. Ladybird w angielskim to biedronka. Przydomek ten przylgnął do późniejszej prezydentowej jeszcze w dzieciństwie, gdy to jedna z ciotek stwierdziła odkrywczo – ” Ona jest śliczna jak biedronka”.